niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 6. Nadzieja.

     
       Wrzucałam do torebki wszystkie potrzebne mi na dzisiaj rzeczy. Portfel, chusteczki, telefon, pomadkę, dokumenty, które wcześniej przygotowałam i włożyłam do teczki. Czeka mnie ciężki dzień, muszę zanieść resztę papierów na uczelnie, kupić wszystkie potrzebne rzeczy oraz wypłacić pieniądze z konta. Zastanawia mnie tylko jedno, czy ja się nie zgubie? Nie znam tego miasta doskonale, więc wrzuciłam dodatkowo do torebki małą mapę, aby w razie co sprawdzić, gdzie jestem. Wczoraj cały wieczór uczyłam się wszystkich ulic i miejsc na mapie w internecie na pamięć, ale i tak nie jestem pewna, czy wszystko dobrze zapamiętałam. Chciałam, żeby Chris mi pomógł z tym wszystkim, jednak niestety ma dzisiaj zmianę w klubie, a ja nie mogę tego przełożyć na kolejny dzień. Od przyszłego tygodnia czekają mnie studia, więc lepiej żebym wszystko załatwiła przed czasem.
    Zabrałam z krzesła przy biurku swoją kurtkę i zarzuciłam ją na ramiona. Następnie wzięłam torebkę i udałam się na dół.  Mojego brata już nie było, więc sprawdziłam czy wszystkie sprzęty domowe są powyłączane i założyłam na nogi brązowe botki.  Na szafce obok drzwi leżały klucze, więc  zabrałam je i wyszłam na klatkę.  Zamknęłam mieszkanie na klucz, a następnie  szybki krokiem udałam się w stronę metra.
    Po kilku minutach stania na stacji w końcu udało mi się wejść do zatłoczonego wagonu i znaleźć wolne miejsce obok rurki, której mogłam się przytrzymać.  Zerknęłam od razu na zegarek, który wskazywał w pół do pierwszej. Musiałam się pośpieszyć i najpierw udać się na uczelnie, gdyż sekretariat był otwarty tylko do trzeciej.
    Rozejrzałam się wokół, ale i tak nie miałam szans spotkać tu kogoś znajomego, skoro w całym mieście znam tylko dwie osoby.  W tej chwili żałowałam, że nie wzięłam ze sobą słuchawek, tak to chociaż posłuchałabym muzyki.  Przyglądałam się różnym osobom i mogłam stwierdzić, że to interesujące miasto. Każdy wyglądał  na swój sposób inaczej i widać, że ludzie nie wstydzą się pokazywać siebie, chociaż najzabawniejsze było to, że nie była dziś za ładna  pogoda. Założyłam jeansy, koszulkę i brązową skórę, a do tego apaszkę, a i tak było mi chłodno, za to dziewczyna, która stała ode mnie tylko kilka kroków dalej miała na sobie krótkie spodenki, sandały i top. Podziwiam naprawdę.
    Po około dwudziestu minutach metro zatrzymało się na mojej stacji. Wysiadłam i na chwilę przystanęłam, aby zorientować się, gdzie w tej chwili powinnam iść. Po dojrzeniu, dużych schodów prowadzących na zewnątrz udałam się w to miejsce, a następnie przypominając sobie drogę, którą wczoraj śledziłam na internecie, ruszyłam w stronę mojej uczelni.
    - Zdążyłam - pomyślałam łapiąc za klamkę drzwi, prowadzących do sekretariatu, po tym jak usłyszałam donośne "Proszę".
    - Dzień dobry. Przyniosłam dokumenty, które miałam dostarczyć - powiedziałam jak najszybciej, próbując złapać oddech. Szłam tak szybko, że mogłabym w tej chwili wypluć całe swoje płuca.
    - Nazwisko poproszę - starsza kobieta, odparła ponurym głosem, co w tej samej chwili zepsuło mi humor.
    Czy ja będę musiała znosić takie kobiety przez kolejne lata mojej nauki tutaj? Mam nadzieje, że tylko w sekretariacie. Nie wytrzymałabym z takimi wykładowcami.
    - Shirley. Judy Shirley - odparłam i podeszłam bliżej jej biurka, kładąc na nim papiery.
    - Będziesz musiała jeszcze tu podpisać - wyciągnęła przed siebie kartkę papieru i wskazała miejsce w którym kazała złożyć podpis.
    - A czy coś jeszcze jest potrzebne? - Zapytałam, kierując w jej stronę swój sztuczny uśmiech.
    - Nie. To już wszystko. Plan i wszystkie ogłoszenia będą na stronę uczelni - dodała i przerzuciła swój wzrok na komputer.
     - Yhym dziękuję i do widzenia - odwróciłam się i wyszłam z pomieszczenia, nie słysząc odpowiedzi na moje słowa.
    Denerwował mnie sam fakt, że muszę studiować prawo, a teraz jak poznałam tą kobietę, niechęć do samej uczelni również zaczęła  narastać. 
    Usiadłam na ławce przed budynkiem i wzięłam głęboki oddech, aby się odprężyć. Przejdę te studia, wytrzymam, aby moja mama mogła być ze mnie dumna i chociaż w jakimś stopniu będę mogła jej zaimponować.  Co ja jednak mogę, to są marzenia ściętej głowy, jestem stuprocentowo pewna, że nie wytrzymam na tym kierunku dłużej niż tydzień, mimo że muszę o wiele więcej.
    Wyjęłam z torebki wodę i szybkim łykiem wypiłam prawie połowę, Dopiero teraz do mnie dotarło jaka byłam spragniona. Odkładając picie z powrotem do torby, moją uwagę przykuł plakat naprzeciwko. Podniosłam się z ławki i podeszłam do wysokiego słupa, który stał przy schodach prowadzących do uczelni.

"Jeśli masz dość codziennej monotonii i chociaż trochę interesuje Cię aktorstwo, przyjdź do nas. U nas zrealizujesz swoje marzenia. Od tych najmniejszych po te największe. Zapraszamy w każdy wtorek i czwartek o siódmej do miejscowego domu kultury."
 
    Czytając to na mojej twarzy od razu pojawił się wielki uśmiech. Nigdy nie myślałam o aktorstwie, ale to może być dobre miejsce na poznanie nowych osób i odstresowanie się od codziennych zajęć.  Ostatni raz, kiedy występowałam na scenie to w podstawówce, ale dlaczego by nie spróbować tym razem czegoś dojrzalszego. Chociaż na jakiś czas.
    Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i zrobiłam zdjęcie plakatu, aby nie zapomnieć adresu i już z trochę lepszym humorem udałam się w stronę najbliższej galerii. Czekały mnie naprawdę duże zakupy.
  

                                                

      Zmęczona wybrałam numer do Chrisa, gdyż miałam wielką nadzieję, że mnie odbierze. Nie dam rady iść z  powrotem na metro i pędzić taki kawał drogi do naszego mieszkania. Moje nogi za chwile odpadną.
    - Co tam Judy? - zapytał mój brat jak tylko odebrał telefon, a ja w tym samym czasie usiadłam na murku przed galerią.
    - Przyjedziesz po mnie? Jestem okropnie zmęczona i czekam przed tą galerią  o której ci mówiłam - mruknęłam do telefonu, aby udowodnić mu, że naprawdę nie mam siły.
    - Jestem jeszcze w pracy...
    - A nie mógłbyś się zwolnić, chociaż na chwilkę? - zapytałam słodkim głosem. - Bardzo proszę.
    - Judy nie ma szans. Mamy dzisiaj darmowe wejścia dla dziewczyn, więc za chwile zacznie się schodzić tu naprawdę sporo ludzi, ale czekaj chwilę.. - powiedział, a ja przysłuchiwałam się przez chwilę tylko dochodzącym dźwiękom muzyki z telefonu.
    Nie musiałam jednak długo czekać, ponieważ mój brat po chwili się odezwał.
    - Justin właśnie musi po coś pojechać do siebie, więc zgodził się od razu podrzucić ciebie, więc czekaj tam na niego.
    Gdy tylko usłyszałam te słowa od razu chciałam odmówić, lecz nie było mi to dane. Mój mądry braciszek rozłączył się w tej samej chwili w której zdążył mnie poinformować o tym, kto ma mnie odebrać.
    Nie miałam ochoty widzieć się z Justinem, ponieważ od ostatniej naszej rozmowy wcale ze sobą nie rozmawialiśmy, a on wyszedł z naszego mieszkania tylko  z krótkim "cześć". Nie chciałam się z nim kłócić, ale też nie chciałam aby nasza znajomość szła w niewłaściwym kierunku. On jest w końcu przyjacielem Chrisa, moim też może być, ale to tyle, nic więcej. Boje się, że Justin oczekuje czegoś innego. Związku, albo co gorsza tylko zabawki, a ja nie chce uczestniczyć w czymś takim. W życiu już wystarczająco się nacierpiałam jeśli chodzi o chłopaków, czy zwykłą rodzinną miłość, dlatego nie chce psuć, ani niczego między mną, a Justinem, czyli tego co w przyszłości możemy nazwać przyjaźnią, ani tego co jest pomiędzy moim bratem, a mną.
    Siedząc tak i rozmyślając o tej całej sytuacji nie zauważyłam jak szybko zleciał czas i kiedy Justin zatrzymał się samochodem naprzeciwko mnie.  Zmusiłam się do uśmiechu i zabierając wszystkie swoje torby wsiadłam do samochodu.
    - Cześć - odparłam niepewnie, stawiając rzeczy w swoich nogach,a część Justin zabierając ode mnie położył na tylnych siedzeniach.
    - Hej - uśmiechnął się w moją stronę, na co chcąc nie chcąc odwzajemniłam uśmiech.
    Szczerze, to nawet ucieszyłam się, bo to oznaczało, że nie był zły za to co ostatnio mu powiedziałam, ale z drugiej strony nie byłam pewna czy na pewno i jak powinnam z nim rozmawiać. Justin zaraz po naszym przywitaniu, ruszył w stronę głównej ulicy i nic więcej nie powiedział.
    Patrzyłam się w szybę i zastanawiałam, czy to ja powinnam rozpocząć rozmowę? Ale jak? Nigdy nie byłam pewną siebie dziewczyną, a co dopiero mówić przy chłopakach i to starszych. Zawsze uważałam, że jak coś powiem to się tylko ośmieszę i dzięki temu cała nasza dalsza droga przebiegała w ciszy.
    Dopiero kiedy zaparkowaliśmy przed moim wieżowcem i już miałam podziękować za podwiezienie, Justin odwrócił się w moją stronę i odezwał się.
    - Masz rację. To co zdarzyło się między nami nie powinno mieć miejsca. Jesteś siostrą mojego kumpla i powinienem Cię  traktować jak własną siostrę, a nie kolejną z  dziewczyn. Nie chciałem, żebyś od razu poznała mnie od najgorszej strony. Po prostu jakaś dziwna siła ciągnęła mnie do ciebie i wiem że pewnie Chris naopowiadał Ci już różnych głupot o mnie, ale ja naprawdę nie jestem takim człowiekiem. Przepraszam i chciałbym żebyśmy mogli zacząć od nowa,a kto wie może nawet zaprzyjaźnić się . Co ty na to? - Popatrzył prosto w moje oczy i uśmiechnął się delikatnie.
    Patrzyłam na niego całkowicie zszokowana. Nie spodziewałam się tego, że mnie przeprosi i przyzna mi  rację. Myślałam nawet, że nie zależy mu na tym co o nim myślę, ale widocznie myliłam się i mój brat również się mylił.
    - Jestem pewna, że to może się udać, Justin - odpowiedziałam i również uśmiechnęłam się w jego stronę.
    - To się cieszę i jeszcze raz naprawdę przepraszam. A przy okazji tak sobie pomyślałem, żeby zacząć to lepiej... - przygryzł  swoją dolną wargę. - Może poszłabyś ze mną do kina w sobotę? Oczywiście tylko jako znajomi.
    -  Z miłą chęcią - uśmiechnęłam się, ciesząc jednocześnie z tego, że cała sytuacja się wyjaśniła i ani Justin, ani Chris nie będą źli.
    - To do zobaczenia w sobotę i dziękuję za podwózkę - przytuliłam chłopaka i złożyłam na jego policzku delikatnego buziaka.



Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Jesteście wspaniali :)

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 5. Pocałunek.

    - Nic - odparłam natychmiast odsuwając się od Justina.
    On spojrzał na mnie mrużąc swoje brązowe oczy, ale nic nie powiedział.
    Nie chcę się już kłócić z moim bratem, dopiero co tu przyjechałam, a już nasze stosunki się pogorszyły. Do tego coraz bardziej wierzyłam w jego słowa. W końcu on zna Justina już jakiś czas i wie jaki jest, a ja nie nie wiem praktycznie nic. Postanowiłam zaufać Chrisowi i nie zbliżać się za bardzo do Justina, ale to nie znaczy, że zerwę z  nim kontakt całkowicie i gdy będzie spotykał się z moim bratem, nawet nie będę się do nich zbliżać.
    - Nic? - patrzył się na nas uważnie lekko przekręcając głowę w bok. - To nie wyglądało jak nic.
    - Proponowałem tylko  Judy, żeby z nami pograła - Justin podszedł do Chrisa i poklepał go ręką w plecy. - Stary nie bój się nie zabiorę Ci twojej siostry. - odparł i zaśmiał się, co ja oczywiście odwzajemniłam, ale mój brat nadal patrzył raz na Jusa, a raz na mnie.
    Widziałam niepewność w jego oczach, ale szczerze mówiąc nie rozumiałam o co mu chodzi . Jeżeli nie chciałby, żebym miała coś wspólnego z Justinem ok, ale z drugiej strony dlaczego on się z nim przyjaźnił?
    - A tak przy okazji to Justin nawet nie jest w moim guście, a ja pewnie w jego - wzruszyłam ramionami i podeszłam do gotującego się makaronu.
    - Zjecie ze mną? - Zapytałam, zabierając z kuchenki garnek z makaronem, a następnie odlałam z niego wodę do zlewu.
    - Ta jasne - odparł Chris, po chwili stania w zupełnej ciszy.
    - Tylko musicie jeszcze poczekać, aż odgrzeje sos - powiedziałam i zostawiłam makaron w wyjętym przed chwilą durszlaku.
    Sięgnęłam na półkę po sos, a następnie wlałam go do garnka i postawiłam na kuchence.
    - Okej to my dokończymy grać - odezwał się Justin i razem z Chrisem ruszyli do salonu.
    Po niecałych dziesięciu minutach sos był gotowy, więc nałożyłam na trzy talerze po porcji makaronu i polałam go sosem. Wyciągnęłam z lodówki ser i starłam trochę na każdą porcję.
    - Gotowe - powiedziałam do chłopaków i postawiłam dwa talerze na stole.
    Chłopaki od razu na moje słowa znaleźli się przy stole i każdy z nich zajął swoje miejsce.
    - Jak ja dawno nie jadłem jedzenia przyrządzonego w domu - odezwał się Justin.
    - Uwierz mi stary ja też, ale na szczęście teraz mamy moją siostrę - obaj zaśmiali się na jego słowa, a ja zauważyłam, że Chris znowu normalnie się zachowuje.
    Widocznie musieli sobie wszystko wyjaśnić, albo mój brat ma zamiar wściekać się tylko na mnie.
    - Mam nadzieję, że będzie smakować - odparłam stawiając swój talerz na przeciwko Justina.
    Nie siadłam obok niego, bo nie chce wzbudzać jeszcze większej złości w moim bracie.
    - Jest pyszne - Justin uśmiechnął się do mnie, biorąc kolejną porcje makaronu.
    - Uwielbiam twoją kuchnię siostro - powiedział Chris, mając pełną buzię w jedzeniu. Jak zwykle ten to nie potrafi zachować się kulturalnie.
        Przez resztę posiłku chłopaki rozmawiali głównie, albo o sporcie, albo o klubie Justina, a ja wsłuchiwałam się w ich rozmowę, co jakiś czas przyglądając się Justinowi. Zauważyłam, że miał naprawdę ładny uśmiech i oczy, a do tego jego głos był cholernie seksowny.
    - To jakie plany na wieczór? - zapytał Justin tym razem  patrząc na mnie.
    -  Jak na razie to żadne, chyba że wy coś proponujecie? - Zapytałam i wstałam od stołu.
    Zebrałam wszystkie brudne naczynia i powkładałam do zmywarki.
    - W zasadzie moglibyśmy gdzieś wyjść czy coś, skoro wszyscy mamy dziś wolne - zaproponował Chris.
    - Jakoś nie chce mi się nigdzie wychodzić. Może po prostu pogramy w te wasze gry?
    -  A od kiedy ty grasz? - Zapytał Chris ze śmiechem w głosie. - Przecież ty nawet nie potrafisz.
    - Skąd wiesz, że nie potrafię? W żadnego typu strzelanki nie lubię, ale jak macie jakieś wyścigi to czemu nie? - uśmiechnęłam się w ich stronę i pewnym ruchem ruszyłam do salonu.
    Usiadłam na kanapie i  spojrzałam na chłopaków, którzy przyszli od razu za mną.
    - To jak macie coś?
    - No pewnie, że mamy tylko, żebyś się nie zdziwiła jak przegrasz każdą rundę.
    - Możecie mi dać jakieś fory - uśmiechnęłam się do nich i podciągnęłam nogi pod siebie tak, że teraz siedziałam na nich, a ręką oparłam się o jedną z poduszek.
    - Oczywiście skarbie - Justin usiadł koło mnie i sięgnął po swój kontroler z ławy, a drugi podał mi.
    - Umiesz się tym obsługiwać? - zapytał z uśmiechem na twarzy, kiedy mój brat podłączał grę,a pod nosem śmiał się z tego jak chłopak mi dogryza.
    - Umiem i zobaczycie jeszcze was ogram - wystawiłam język w jego stronę, a on tylko ze śmiechem pokiwał głową.
   

    Po dwóch godzinach siedzieliśmy i nadal graliśmy w gry, a wokół nas walały się puste papierki po chipsach i batonach. Mój brat już ledwo grał co chwile przeklinając pod nosem, gdyż ja i Justin za każdym razem wygrywaliśmy.
    - Nie gram z wami - odparł wkurzony i odłożył kontroler na fotel obok, a sam wstał z miejsca. - Uwzięliście się na mnie, a w ogóle jest już późno i idę spać. A przez to, że mnie tak wnerwiliście posprzątajcie tutaj.
    - Słucham? - Zapytałam również odkładając małe urządzenie i spojrzałam na brata, którego oczy były już całe czerwone. Tylko nie wiem czy od gry, czy od tego ile ilości piwa wypił podczas tych kilku godzin . - To ty przegrałeś, więc ty sprzątasz - uśmiechnęłam się pewnie w jego stronę, ciesząc się z wygranej nad nim.
    - Judy darujmy mu. Zobacz jak ten biedaczek wygląda - zaśmieliśmy się oboje, a Chris tylko przewrócił oczami na słowa Justina.
    - Jeszcze zobaczymy, kto będzie śmiał się ostatni. A teraz idę spać także nara.
    - Papa braciszku - pomachałam mu z uśmiechem, a następnie oparłam się wygodnie na kanapie. - Gramy jeszcze? - Zapytałam Justina, kiedy Chris w końcu zniknął z mojego pola widzenia.
    - Naprawdę nie jestem w twoim guście? - Zapytał Justin, przenosząc swój wzrok z gry na mnie.
    Słysząc to pytanie, na moją twarz wkradł się rumieniec. Podobał mi się, ale nie mogę mu tego powiedzieć. Nie po tym co mówił Chris.
    - Co to za pytanie? - odwróciłam wzrok.
    - Po prostu odpowiedz.
    - Nie jesteś.
    - Tamtego wieczoru wydawało mi się, że Ci się podobam. Odwzajemniłaś pocałunek - ostatnią część dodał po chwili ciszy.
    - Mówiłam zapomnij o tym - odparłam i powoli spojrzałam na niego.
    Przysunął się do mnie. Między nami było tylko kilka centymetrów odległości, a ja nie mogłam pozwolić, aby coś podobnego jak wcześniej miało miejsce.
    - Justin to był zwykły pocałunek nic nie znaczący. Jesteś kumplem mojego brata. Możemy się przyjaźnić, ale tylko tyle. Nie chce żeby to szło w żadnym innym kierunku - powiedziałam chociaż wcale tego nie chciałam, bo coś silnego ciągnęło mnie do tego chłopaka.  Coś bardzo silnego.








Co spra­wia,że właśnie ta ko­bieta i właśnie ten mężczyz­na chcą się do siebie zbliżyć? Co spra­wia, że budzi się w nich pożąda­nie? To ta­jem­ni­ca. Kiedy ich pożąda­nie jest jeszcze niczym nie skalane.. Paulo Coelho "Jedenaście minut".



._______________.

Rozdział bardzo krótki, ale mam nadzieję że jednak coś wam się w nim podoba. Dziękuję bardzo za komentarze pod poprzednim i do następnego :)

sobota, 10 października 2015

Rozdział 4. Ładnie wyglądasz.

    Obudziły mnie dźwięki klaksonów dochodzące za okna. Niechętnie uniosłam powieki do góry, a ręką przetarłam zaspane oczy.  Muszę przyzwyczaić się do tych dźwięków, albo przez dłuższy czas się nie wyśpię. 
    Podniosłam się do pozycji siedzącej i sięgnęłam po telefon leżący na szafce nocnej obok łóżka. Zegarek na wyświetlaczu wskazywał dziewiątą czterdzieści, więc jednak trochę pospałam. Odłożyłam komórkę obok siebie i podniosłam się z łóżka. Po całej podłodze walały się moje ciuchy, które dzisiaj muszę koniecznie dokończyć układać w szafie.
     Wzięłam z krzesła sweter, który założyłam na ramiona i podeszłam do okna. Pierwsze co to oczywiście go zamknęłam, aby odpocząć od hałasów dochodzących zza niego, a następnie odsłoniłam żaluzję, gdyż potrzebowałam chociaż odrobinę światła, żeby się rozbudzić.  Przeczesałam ręką jeszcze poskręcane włosy i udałam się na dół.
    W całym mieszkaniu było cicho, więc Christopher albo spał, albo jeszcze nie wrócił. A jeśli to drugie to nawet nie chce myśleć co robił tej nocy. Byłam i tak już na niego zła, gdyż pierwszej nocy zostawił mnie samą sobie i gdyby nie Justin to zanudziłabym się tam na śmierć, albo co gorsza zasnęła na barze.  Miałam nadzieję, że ten wieczór spędzi tylko ze mną, no ale mój brat jak zwykle posiadał inne plany niż ja.
    Będąc już w kuchni zajrzałam do lodówki, w której nadal nic nie było oprócz resztki mleka i końcówki ogórka. Mając tak duży wybór zdecydował się jednak na mleko i z szafki, która znajdowała się w ścianie obok zlewu wyjęłam do połowy pusty karton płatków kukurydzianych. Obowiązkowo muszę wybrać się dzisiaj na zakupy.
    Wsypałam płatki do miski, którą wzięłam sobie ze zmywarki i zalałam je mlekiem. Zauważyłam, że na szafce obok kuchenki leżała złożona na pół gazeta, której wcześniej tam nie było, czyli jednak Chris jest już w domu.
    Postawiłam jedzenie na stole, wzięłam łyżkę i przy okazji sięgnęłam po gazetę.  Usiadłam na krześle, a następnie zabrałam się za jedzenie. Z nudów przekręcałam kolejne strony gazety, kiedy moją uwagę przykuł pewien artykuł: " Policja wstrzymuje śledztwo. Brak jakichkolwiek świadków i dowodów, czy potrącony chłopak zmyślił całą historię?" 
    Miałam już zabrać się za czytanie, kiedy usłyszałam zaspany głos swojego brata dochodzący z końca pomieszczenia.
    - Cześć - mruknął, zabierając z szafki butelkę wody, którą od razu wypił całą.
    - Widzę, że pragnienie cię wzięło braciszku - uśmiechnęłam się do niego, odkładając gazetę obok siebie, a następnie włożyłam do buzi kolejną łyżkę płatków.
    - Nic mi nie mów, chyba wczoraj przesadziłem. Głowa mi pęka, nie wyspałem się, a do tego muszę jeszcze pójść do Justina, aby odebrał ze mną samochód - odparł siadając obok mnie. - A tak w ogóle to smacznego.
    - Dziękuję, ale ja właśnie skończyłam - powiedziałam wstając od stołu, a następnie włożyłam brudną miskę do zlewu.  - O której wróciłeś? - zapytałam opierając się o blat szafki.
    - Jakoś po szóstej, a tak przy okazji to gdzie ty wczoraj zniknęłaś? Wiedziałaś jak wrócić do domu? - Odwrócił się w moją stronę na krześle i przyglądał mi się podejrzliwie.
    - Przecież mówiłam ci, że wychodzę z Justinem - wzruszyłam ramionami, ale w środku się już denerwowałam. Fajnie, że nawet mnie nie słucha.
    - Odwiózł cię do domu?
    - Odprowadził, ale przedtem poszliśmy na spacer. Nie spodziewałam się, że masz takich fajnych kolegów - odparłam z uśmiech, a Christopher poderwał się nagle z miejsca na którym siedział.
    - To nie jest chłopak dla ciebie i mimo, że jest moim przyjacielem, tobie radzę się trzymać od niego z daleka - powiedział, głosem o ton wyższy od poprzedniego.
    - Słucham? - spojrzałam na niego, jak na kompletnego wariata.  Mimo, że spędziłam z Justinem kilka godzin to uważam, że jest naprawdę fajnym chłopakiem i wydaje mi się, że nawet lepszym od mojego brata.  Chrisowi zależy tylko na tym by przelecieć laskę, a Justin rozmawiałam ze mną normalnie. W pewnym sensie nawet się otworzył, mówił o rodzinie i pocałował mnie.  To nie był jakiś tam szybki i zachłanny pocałunek, tylko czuły, delikatny i bardzo mi się podobał.
    Przypominając sobie tą wczorajszą sytuację, od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
    - Nie znasz go. Nie zabraniam ci się z nim spotykać i rozmawiać, ale nie życzę sobie, aby wynikło z tego coś więcej.
    - A co więcej może wyniknąć? W ogóle to nie twoja sprawa Chris - odparłam już lekko zdenerwowana. - Przyjechałam się tu usamodzielnić i nie zamierzam wysłuchiwać jakiś twoich zakazów, czy czegokolwiek. To moje życie i nawet jeśli bym chciała się przespać z Justinem, czy z jakimś innym chłopakiem tobie nic do tego! - krzyknęłam prosto w jego twarz.
    - Po prostu on nie jest zbyt dobrym towarzystwem dla ciebie - odparł już trochę ciszej niż wcześniej.
    - Daj mi spokój naprawdę ok? Ja się nie mieszam z kim ty gadasz, więc ty się nie mieszaj z kim ja. A teraz muszę iść się rozpakować - powiedziałam i szybkim krokiem udałam się na górę.
    Całe przedpołudnie spędziłam na układaniu ciuchów w szafce, wycierając kurze, myjąc podłogę i ustawiając resztę rzeczy na półkach. Byłam przemęczona, ale cieszyłam się, że przynajmniej to mam już za sobą.
    Z uśmiechem siadłam na łóżku, a na kolanach ustawiłam sobie laptopa i szybko wybrałam wideo rozmowę z moją przyjaciółką, ponieważ ustaliłyśmy, że o szesnastej zadzwonię, a było już trzydzieści pięć po.
    - No w końcu. Myślałam, że się już nie odezwiesz - spojrzała na mnie unosząc brwi do góry i mrużąc oczy.
    - Przepraszam, starałam się wyrobić szybciej, ale się nie udało.
    - Okej, nie gniewam się przecież - od razu po tych słowach na jej twarzy pojawił się uśmiech, który oczywiście od razu odwzajemniłam. - Opowiadaj jak tam jest, poznałaś już kogoś?
    - Hmm.. w zasadzie wiesz jestem tu dopiero jeden dzień - odparłam zastanawiając się, czy mówić jej o Justinie. Od wcześniejszej rozmowy z moim bratem po głowie chodziły mi różne myśli. Zastanawiałam się, czy jednak on nie ma racji. W końcu zna Justina lepiej niż ja i wie o nim coś, co jednak nie chciał mi powiedzieć, ale jest w pewny sposób straszne. Z drugiej strony może boi się, że jego przyjaciel mógłby mnie w jakiś sposób zranić, gdyż zawsze uważał na chłopaków z jakimi się spotykałam, a jego koledzy zazwyczaj byli tacy jak on sam. Justin przecież znając mnie tylko kilka godzin na koniec mnie pocałował, a sama nie wiem czy to dobrze o nim świadczy. Mam coraz więcej mieszanych uczuć.
      - Chyba nie mówisz mi wszystkiego przecież cię znam - odparła pewnie.
    - Poznałam takiego chłopaka, przyjaciel Chrisa, ale sama nie wiem co mam o nim myśleć.
­    - A ładny? Jak tak to bierz się za niego - uśmiechnęła się szeroko. - Od Maxa jeszcze z nikim  nie byłaś, a to już chyba wystarczający czas na jakieś nowe znajomości.
    - Może, ale to raczej nie pójdzie w tym kierunku. On jest przyjacielem Chrisa.
    - Ale podoba ci się? - zapytała patrząc uważnie w ekran.
    - Sama nie wiem - kolejny raz tego dnia wzruszyłam ramionami. - Chyba to nie mój typ.
    - Wydaje mi się, że to lepiej. Bo jeśli Max był w twoim typie, to nie obraź się, ale masz gust na poziomie zerowym - zaśmiała się, a ja słysząc to nie mogłam się powstrzymać i również wybuchłam śmiechem.
    -  Dziękuję Ci bardzo - mruknęłam z uśmiechem. - A co u ciebie? Znalazłaś sobie mieszkanie, czy jednak zostajesz z rodzicami?
    - Wiesz chyba zostanę na razie tu. Stwierdziłam, że jak odłożę trochę pieniędzy to dopiero się przeniosę, bo nie chcę kupować mieszkania za kasę moich starych. Potem będą tylko sapać.
    - Sammy! - przekrzywiłam głowę lekko w głowę.
    - Oj daj spokój, po prostu ostatnio ciągle mnie denerwują. Nawet teraz matka krzyczy, że mam coś zrobić, więc muszę kończyć. Pogadamy za parę dni, okej?
    - Jasne. To do zobaczenia - uśmiechnęłam się i pomachałam jej na pożegnanie, a chwilę później Sammy się rozłączyła.
    Sprawdziłam szybko wszystkie moje profile społecznościowe, a ponieważ nie było tam nic ciekawego wyłączyłam laptopa i odstawiłam go na biurko.
    Mój żołądek domagał się jedzenia, więc postanowiłam zejść na dół.  Kiedy byłam już na przedostatnim schodku ujrzałam mojego brata grającego z Justinem na konsoli i rozmawiającego o czymś.
    - Musimy coś z tym zrobić. On szpera w tej sprawie, a jeśli są jakieś ślady - odparł Justin.
    - Wyluzuj. Nic nie znajdzie, a na pewno nic co mogłoby naprowadzić go na nasz trop. Wszystko sprawdziłem. Nie ma szans.
    - Nie byłbym pewny. Jeśli będzie miał kogoś kto się na tym zna, może coś znaleźć. Ktoś mógł nas widzieć.
    - Nikt nas nie widział. Nie mógł. Było za późno wszyscy spali - Chris odparł wkurzony, ale jego wzrok nadal był utkwiony w grze.
    Stałam tam jeszcze przez chwilę, ale oni już się nie odzywali. Mój brzuch wydał siebie dźwięk informujący mnie, że natychmiast muszę coś zjeść, więc nie miałam wyjścia i musiałam udać się do kuchni.
    Powolnym krokiem weszłam do salonu i spojrzałam na chłopaków.
    - Cześć - powiedziałam głównie do Justina, który od razu swój wzrok przeniósł na mnie.
    - Siema - uśmiechnął się w moją stronę, a ja chcąc nie chcąc od razu to odwzajemniłam.
    Chris spojrzał na mnie porozumiewawczo, więc stwierdziłam, że nie będę im przeszkadzać i weszłam do kuchni. Wyjęłam z szafki makaron i sos pomidorowy, którego wcześniej tam nie było, więc Chris musiał zrobić zakupy. Cieszyłam się z tego, bo przynajmniej o jedną rzecz mniej mam do zrobienia.
    Nalałam do garnka wodę, a kiedy postawiłam go na kuchence wsypałam makaron.  Stanęłam obok stołu i stukając palcami w jego blat patrzyłam przez okno na miasto. Nagle poczułam czyjeś ręce na mojej tali.
    - Ładnie wyglądasz - odparł Justin,a  po moim ciele przeszedł dreszcz  od jego oddechu.
    - Dziękuję - uśmiechnęłam się mimo wolniej, ale po chwili przypomniała mi się wczorajsza rozmowa. -  Justin to co zdarzyło się wczoraj... - powiedziałam cicho, a on w tej samej chwili odwrócił mnie w swoją stronę.
    - Tak? - zapytał patrząc mi w oczy i sunąc palcem po mojej twarzy.
    - Zapomnijmy o tym, okej? - jego palec w tej chwili zatrzymał się na moich ustach i już miał się odezwać, gdy nagle usłyszeliśmy głos Chrisa.
    - Możecie mi powiedzieć co tu się dzieję?

sobota, 26 września 2015

Rozdział 3. Szczypta nas.

  Siedziałam przy barze popijając już drugie piwo tego wieczoru. Byłam zmęczona, a do tego nie miałam nawet do kogo się odezwać. Mój brat cały wieczór tańczył z nowo poznanymi dziewczynami, a Justin, którego jako jedynego tu jeszcze znałam, był zajęty obsługą baru.
    Przyznam szczerze, że nie wiedziałam, jak w tak młodym wieku można być właścicielem takiego lokalu. Nie wydaje mi się, że Justin  jest dużo starszy od mojego brata i że można było pogodzić prowadzenie tego miejsca z nauką, jeśli w ogóle on studiuje. Na razie poza jego imieniem i tym, że jest tutaj szefem, nie wiem na jego temat nic.
    - Chyba nie bawisz się zbyt dobrze? - Moje rozmyślenia przerwał głos chłopaka.
    Przekręciłam głowę w bok i ujrzałam siedzącego na krześle Justin. W tej chwili mogłam przyjrzeć się mu uważnie. Jego brązowe włosy były w lekkim nieładzie, tak jakby po spaniu zaczesał je ręką i tyle. Usta miał pełne, a ciemne oczy od razu potrafiły zahipnotyzować na pewno nie jedną dziewczynę. Mogłabym stwierdzić, że nie różni się zbytnio od mojego brata zachowaniem. Dobrze znam ten wzrok, uśmiech i gesty mówiące jak to zdobyć pierwszą, lepszą pannę w jeden wieczór. Musieli być tacy sami w tych sprawach, albo chociaż podobni.
    - Nie mam po prostu dzisiaj ochoty na taką zabawę, - uśmiechnęłam się w jego stronę i upiłam trochę piwa. -  ale przynajmniej mój brat się dobrze bawi.
    Przeniosłam swój wzrok na Christiana, który oczywiście nadal tańczył w gronie najlepszych, czytaj najłatwiejszych dziewczyn w barze.
    - Tak, jemu nigdy się tu nie nudzi.  Uwierz, nawet jak pracuje wyrywa wszystkie laski, chociaż już nie raz mówiłem, że polecę mu z pensji - uśmiechnął się, kończąc swoją wypowiedź.
    - Tego nie zatrzymasz - oboje na moje słowa zaśmialiśmy się. - Daje mu jeszcze pięć minut i jak nie zainteresuję się moją osobą, to przysięgam, że wyciągnę go stąd siłą.
    - Byłoby zabawnie to oglądać, jednak tym razem spróbuje temu zapobiec.
    - Tak? W takim razie czekam na propozycje. Jestem tak zmęczona, że uratować mnie może już tylko orzeźwiający spacer. Naprawdę nie mam ochoty, akurat dzisiaj tu siedzieć - odparłam znużona i dopiłam do końca piwo.
    - To proszę bardzo. Idziemy na spacer, a Chris niech się bawi jak ma wolne - oznajmił, kiedy przyglądałam mu się niepewnie.
    Nie byłam przekonana, czy na pewno powinnam z nim iść. Nie wiedziałam o nim właściwie nic. Znałam go dopiero kilka godzin, a do tego było już późno, jednak z drugiej strony był to przyjaciel mojego brata, więc nie powinno mi nic grozić.
    - Okej, niech będzie, ale powiem bratu, że wychodzę - odparłam, na co chłopak kiwną lekko głową i sięgnął po kluczyki, które leżały na blacie. Musiał je wcześniej tam zostawić.

                                                                            *

    Szliśmy ciemnymi uliczkami, które oświetlały światła padające z pobliskich budynków oraz uliczne lampy. Pierwszy raz zwiedzałam to miasto o tej porze i uważam, że jest świetnie. Mimo tak później godziny uliczki były pełne ludzi. Z mijanych miejsc było słychać głośną muzykę oraz rozmowy wielu ludzi, które zlewały się ze sobą. Tutaj chyba naprawdę trudno jest znaleźć puste i ciche miejsce, przynajmniej na razie odnoszę takie wrażenie.
    Nie mogąc się powstrzymać ziewnęłam zakrywając ręką usta, a chłopak od razu to zauważył.
    - Naprawdę jesteś zmęczona. Jak chcesz mogę odprowadzić cię do domu i darujmy sobie ten spacer.
    - Nie wiem, czy dałabym radę stąd trafić - odparłam niepewnie rozglądając się dookoła, orientując się, że naprawdę nie znam drogi powrotnej do naszego wieżowca.
    - Ej nie martw się - usłyszałam lekko rozbawiony głos Justina, a po chwili poczułam jego dłoń na moim ramieniu.
    Ten gest sprawił, że od razu na niego spojrzałam.  Jego wzrok był intensywny, aż mogłoby się wydawać, że przeszywa mnie nim na wylot.
    - Doskonale wiem jak dojść do waszego mieszkania. Byłem tam już nie raz i to wracając z wielu miejsc w tym mieście - oznajmił.
    - Jaka ze mnie idiotka, mogłam się przecież domyśleć - walnęłam się lekko w czoło, czując jak moje policzki przybierają lekko czerwony kolor i myślałam, że spale się ze wstydu.
    To było oczywiste, że Justin wie gdzie mieszkam i zna drogę powrotną. Był przyjacielem mojego brata i znając życie bywał tam więcej razy tego tygodnia, niż ja przez wszystkie lata od kiedy Christopher tu mieszka.
    - Chyba 3 piwa na twoją głowę to za dużo.  Odprowadzić cię? - poruszył znacząco brwiami, a ja nie mogąc się powstrzymać, walnęłam go lekko w ramie, uśmiechając się. 
    - Możliwe, po prostu dawno nie piłam - odwróciłam niepewnie wzrok i zaczesałam do tyłu pasemko włosów, które opadło mi na twarz. 
      Znałam go od kilku godzin, a moje zachowanie świadczyło o tym jakbyśmy byli przyjaciółmi kilka lat. Nie byłam pewna, czy moje śmiałe ruchy nie przeszkadzały Justinowi i jak on mnie traktuje. Większość kumpli mojego brata myślała o mnie jako małej dziewczynce, zadufanej w sobie, dziecinnej i głupiej.  Christopher był zazwyczaj dla mnie dobry, ale przy nich potrafił okropnie żartować na temat mojej osoby i nie przejmował się moimi uczuciami, dlatego też nie byłam pewna jak postrzega mnie Justin. Mam nadzieję, że nie traktuje mnie jak młodszą siostrę kumpla, różnica między nami to tylko dwa lata.
   - A co do odprowadzenia, to nie mam ochoty wracać. Zgłodniałam, a u nas nic do jedzenia nie ma.
   - Zaprosiłbym cię do siebie, ale też mieszkam sam i moja lodówka świeci raczej pustkami. Możemy więc zjeść coś na mieście, pasuje? - zapytał rozglądając się, jakby poszukując miejsca w którym moglibyśmy coś kupić.
    - Szczerze to wystarczą mi frytki, cola i coś, żebyśmy mogli usiąść -  spojrzałam na jego twarz, na której od razu pojawił się uśmiech.
    - Już mi się podobasz - zaśmiał się i oboje ruszyliśmy w stronę wskazaną przez Justina.
    Niecałe kilka minut później stanęliśmy w kolejce do jednej z budek, koło Central Parku w której sprzedawali frytki.  Justin przez cały czas opowiadał mi, jak to poznali się z Christianem w jednym klubie, dzięki wspólnym znajomym i jak zwykła znajomość przemieniła się w przyjaźń. Dowiedziałam się nawet, że znają się już od dwóch lat i że mimo tego Chris nie opowiadał mu zbyt dużo na mój temat, jak widać z wzajemnością, bo o Justinie nie wspomniał nic więcej oprócz, że się kolegują.
    - Z jego opowieść to wydawało mi się, że masz góra siedem lat - oznajmił, a na mojej twarzy chyba nie dało się ukryć zaskoczenia.
    - Mam nadzieje, że mój wiek to jednak pozytywna niespodzianka? - zapytałam, śmiejąc się cicho pod nosem.
    Wiedziałam, że mój brat nie wspominał o mnie za dużo, ale nie myślałam, że aż tak. Jednak nie ma się co dziwić, on zawsze przy mnie opiekuńczy, zabawny i naprawdę fajny, a przy innych gra jakiegoś twardziela i obojętnego na każde uczucia. Chociaż nigdy chyba do końca nie umiał grać w tą swoją grę i przy Justinie, na pewno parę razy się otworzył. Jak nie na mój temat to na inny.
    - To chyba oczywiste. Cieszę się, że Chris ma siostrę z którą mogę pogadać na normalne tematy, a nie jakieś kucyki czy coś - uśmiechnął się w moją stronę, ale  w tym samym momencie przerwaliśmy temat, gdyż była nasza kolej.
    - Dwa razy frytki i cole... Bierzemy jedną dużą, czy dwie?
    - Jedną. Ja i tak już dużo dziś wypiłam, a nie chce zaraz wracać do domu - odparłam, a na jego twarzy pojawił się delikatny, znaczący uśmiech.
    - Rozumiem. Jedną cole i dwa razy frytki - powiedział już do sprzedawcy.
    Nie musieliśmy długo czekać, a nasze zamówienie zaraz trzymaliśmy w rękach i powolnym krokiem udaliśmy się do parku.  Nie odzywaliśmy się do siebie nawzajem przez resztę drogi, aż usiedliśmy na dwóch huśtawkach przy placu zabaw dla dzieci. Wzięłam z opakowania pierwszą frytkę i spojrzałam na Justina, który już zjadł połowę swojej porcji.
    - No co? Dobre - odparł rozbawiony.
    - Tak, tak rozumiem - uśmiechnęłam się i lekko odpychając się nogami wprawiałam huśtawkę w ruch.
    - A ty masz rodzeństwo? - zapytałam  po pewnym czasie, przyglądając się Justinowi, który właśnie w tej chwili wyrzucał pusty papierek do kosza obok.
    - Mam, ale rzadko ich widuje - odparł krótko, a ja nie wiedziałam czy powinnam dopytywać czy odpuścić.
    Moja ciekawość jednak nie wytrzymała i jak zawsze musiałam rozwinąć temat. Nieraz denerwowałam tym swoich przyjaciół, ale nie mogę nic poradzić, że lubię dużo wiedzieć. Muszą to zrozumieć, tak samo Justin.
    - Ich?
    - Mam siostrę i brata. Młodszych i to dużo, nie narzekam na relacje z nimi, ale na pewno jest gorsza niż między tobą, a Chrisem.
    - Dlaczego? Bo musisz rozmawiać o kucykach? -zapytałam przyglądając się Justinowi, którego próbowałam rozweselić, gdyż w jednej sekundzie z jego twarzy zniknął prześliczny uśmiech.
    - Oczywiście - odparł rozbawiony. - Tak serio to moi rodzice się rozwiedli, dzieciaki są mojego ojca, a po za tym cała moja rodzina mieszka poza miastem.
    - Przykro mi - odparłam cicho  i w tym momencie poczułam się winna, gdyż nie byłam pewna czy dla Justina to nie jest trudny temat.
    Chłopak nie wydawał się jednak zły, a gdy tylko usłyszał moje słowa, podniósł swój wzrok prosto na mnie i uśmiechnął się delikatnie.
    - Spoko. Nie mam na co narzekać, niektórzy mają gorzej - uśmiechnął się delikatnie i upił kolejny łyk napoju. - Chcesz? - zapytał lekko trzęsąc kubkiem, w którym na pewno brakowało już połowy coli.
    - Nie dzięki - uśmiechnęłam się i wzięłam kolejne frytki. - Dopij do końca.
    - Okej, twoja strata - napił się kolejnych łyków napoju, a następnie pusty kubek wrzucił do kosza obok huśtawek.
    - Frytki smakowały? - zapytał, widząc że w rękach trzymam już pusty papierek i stanął obok mojego miejsca. 
    - Oczywiście, dawno już nie jadłam takich dobrych - oznajmiłam i wyrzuciłam puste opakowanie do kosza obok huśtawek. 
    - Na długo przyjechałaś? - Justin  zadał kolejne pytanie, a w tym samym czasie podsuną w moją stronę kubek z napojem.
    - Mam nadzieję, że tak. Zaraz zaczynam tu studia i pewnie zostanę tu do ich końca, a może nawet dłużej - odpowiedziałam, a w oczach Justina można było zobaczyć błysk, którego wcześniej w nich nie zauważyłam.
    - A jaki kierunek wybrałaś? - zapytał, tak jakby naprawdę był ciekawy tego jak wygląda, albo będzie wyglądać moje życie.
    - Prawo - mruknęłam niepewnie.
    Nigdy nie wyobrażałam sobie siebie jako pani prawnik, a teraz ta myśl pojawia się w mojej głowie coraz częściej. Co się dziwić, skoro naprawdę wybrałam takie studia. Wróć, moja mama wybrała. Nie chciałam tego za żadne skarby, zawsze myślałam o swoim życiu całkiem inaczej, ale co z tego skoro już wszystko zaplanowane.
    - To jest idealny zawód dla ciebie - odparła moja rodzicielka, opierając się o stół w jadalni.
    - Mamo, skąd możesz to wiedzieć?! Nigdy cię nie ma w moim życiu, a teraz wiesz co jest idealne dla mnie? - próbowałam opanować swoje emocje, gdyż nie chciałam kolejnej rodzinnej kłótni jaka, była przed wyborem studiów mojego brata.
   - Jesteś moją córką, powinnaś iść w moje ślady - powiedziała już nie co zła i nerwowo zaczęła kroczyć po pokoju.
   - Ale mnie to  nie interesuje. Zrozum, mamo.
   - Jutro wysyłamy papiery i koniec.

   - Prawo? - zapytał, a na jego twarzy pojawiło się zmieszanie, które jednak starannie próbował zatuszować. - Skąd taki wybór?
   - Moja mama jest prawniczką - wzruszyłam ramionami i lekko się huśtając, odwróciłam wzrok przed siebie.
   - Nie chcesz tego - powiedział i w tym samym czasie poczułam jego ciepłą dłoń na moim podbródku.
   Powolnym ruchem odwrócił moją głowę, tak abym spojrzała prosto na niego. Patrzyłam w jego brązowe oczy i w tej chwili ogarnęło mnie dziwne uczucie.  On mi się podobał, od razu mnie zafascynował jego wygląd, ale po rozmowie okazał się jeszcze lepszy. Tylko, że znamy się dopiero kilka godzin.
   - Oczywiście, że nie, ale nie ma o czym gadać. Już postanowione.
   - Możesz jeszcze zrezygnować - powiedział.
   - Możemy zmienić temat? - zapytałam lekko poirytowana.
   On nie miał najmniejszego pojęcia, jak to wygląda u mnie, a znamy się stanowczo za krótko i pomimo tego, że już mi się podoba, nadal będę trzymać się swoich zasad.
    - Jasne - uśmiechnął się do mnie i nim się obejrzałam stał już za mną zaczynając mnie huśtać.
    - Justin, zaraz spadnę - krzyknęłam ze śmiechem, kurczowo trzymając się łańcuchów.
    - Spoko, ślicznotko. Przy mnie nic ci nie grozi - zaśmiał się i zaczął huśtać jeszcze wyżej.

   Czasami wydaje się, że tak jak ułożyliśmy sobie życie, tak będzie wyglądać. Nikt jednak tego nie wie. Nie mamy pojęcia, czy jutro nasze życie nie obróci się o 180 stopni i zmienimy się w całkowicie inne osoby. Wieczorem kładziemy się spać jako szczęśliwe, pełne życia osoby, a kolejnego dnia przeobrażamy się w jeden kłębek nerwów, pełen bólu, strachu i cierpienia.
    Z życia musimy czerpać pełnymi garściami, nie ograniczać się, uśmiechać, spełniać marzenia, ale uważać. Jeden zły krok i zniszczymy całe swoje życie, nieświadomie wciągając w to innych. Naszych bliskich, przyjaciół, rodzinę, po prostu nasz cały świat.  Nie powstrzymamy tego, z natury jesteśmy egoistami i nawet jeśli nie pokazujemy tego na zewnątrz, to tam w środku wszystko krzyczy, że chce jak najlepiej dla samego siebie. Dlatego, skąd on mógł wiedzieć, że zakochując się w dziewczynie, wciągnie ją w świat pełen brudów, nienawiści, kłótni, a nawet straty?

     Stanęliśmy przed budynkiem, w którym znajdowała się mieszkanie moje i brata. Dobrze, że miałam swoje klucze, gdyż nie mam żadnej pewności, że Christopher jest już  w środku.
     - Dziękuję, że mnie wyrwałeś z tej imprezy - odparłam, stojąc przed Justinem i patrząc na niego uważnie.
     - Nie ma za co.  Też nie miałem ochoty na zabawę tego wieczoru, ale na następnej imprezie mam zaklepane kilka piosenek z tobą - uśmiechnął się do mnie, co mogłam zauważyć dzięki temu, że światło latarni stojącej niedaleko oświetlało nas doskonale.
    - Oczywiście - odwzajemnił uśmiech i zanim zdołałam powiedzieć coś więcej, Justin przysunął swoją twarz do mojej i połączył nas w gwałtownym pocałunku.



                                                  ._______________________________.

 Mamy rozdział 3. Pisałam go bardzo długi czas, a nie umiałam tego ująć tak jak chciałam i jestem za to na siebie bardzo zła.  Mam nadzieje, że chociaż coś w nim wyszło dobrego, chociaż sama nie wiem.
Dziękuję za 2 komentarze pod poprzednim i proszę o szczerą opinię, a nawet rady na pewno się przydadzą. Do NN.

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 2. Niepewne początki.

Kilka minut później przekręciłam kluczyk w drzwiach wejściowych naszego mieszkania. Zamknęłam je zaraz po tym jak znalazłam się w środku i zdjęłam swoje czarne adidasy, gdyż było mi w nich bardzo gorąco. Pomimo tego, że pewnie było kilka minut po ósmej, to temperatura wskazywała już trzydzieści pięć stopni Celsjusza.
    Obok ściany w korytarzu ustawiłam swoje walizki, a torebkę ułożyłam na nich. Postanowiłam od razu udać się do kuchni, gdyż dochodziły stamtąd dźwięki krzątania, a jak się domyślam Chris robił sobie śniadanie. Widok, który tam zastałam wprawił mnie jednak w wielkie osłupienie.
    Obok kuchenki stała nie za wysoka brunetka, ubrana tylko w białą koszulkę, jak się domyślam mojego brata, w tle było słychać cicho lecąca piosenkę Rihanny where have you been,a dziewczyna podrygiwała tyłkiem do jej rytmy mieszając coś w garnku. 
    - Yyymm... Cześć - odezwałam się po chwili przyglądania się, gdyż ten widok był nieco krępujący.
    Dziewczyna na dźwięk mojego głosu podskoczyła lekko do góry, a zaraz po tym odwróciła się w moją stronę. Widziałam na jej twarzy zdezorientowanie, które powoli zmieniało się w złość. Nie była za bardzo  szczęśliwa z tego, że mnie tu widzi. Jak widać mój brat nie był łaskawy, aby pokazać swojej dziewczynie siostry chociaż na zdjęciu.
    - A ty czego tu chcesz? - Zapytała złośliwie, zakładając ręce na biodra i tym samym obrzucając mnie wzrokiem od góry do dołu.
    Uśmiechnęłam się ironicznie. Czy ta dziewczyna na prawdę nie wie z kim ma do czynienia? Nie miałam zamiaru od razu wyprowadzać jej z błędu, bo jak się domyślam pomyślała, że jestem dziewczyną Christophera.  On jak zwykle brał głupie i naiwne, a do tego zapewne tylko na chwilę.
    - Gdzie Chris? - Zapytałam podchodząc do stołu, a następnie odsuwając sobie krzesełko na którym od razu usiadłam.
    - Kim ty do cholery jesteś? - dziewczyna odwróciła się w moją stronę i powoli zmierzała w moją stronę.
    - Anne, przyszedł ktoś? - usłyszałam zaspany głos mojego brata, który chwilę później staną w przejściu między kuchnią, a salonem w samych bokserkach.
    Kiedy tylko jego wzrok przeniósł się na mnie na jego twarzy ujrzałam lekkie zmieszanie, które niecałe pięć sekund później zmieniło się w wielki uśmiech.
    - Jude? - zapytał radośnie szybko do mnie podchodząc, a następnie wziął mnie mocno w swoje ramiona i okręcił wokół własnej osi. - Czemu nic nie mówiłaś, że przylatujesz? Wyjechałbym po ciebie.
    - Chciałam ci zrobić niespodziankę - odparłam wtulając się w jego ramiona.
    Tak dawno go nie widziałam, że mogłabym nie wychodzić z jego uścisku przez cały dzień. Bardzo kochałam mojego brata, całe dzieciństwo spędziliśmy razem i mogę szczerze przyznać że Christopher to mój najlepszy przyjaciel. Nigdy nie pozwolił żeby ktoś mnie skrzywdził. Pamiętam jak dziś, kiedy byliśmy w podstawówce, a jeden z kolegów z mojej klasy zaczął mnie przezywać.  Mój brat od razu  zabrał go na stronę i delikatnie wytłumaczył mu jak powinien zachowywać się w stosunku do jego siostry. Teraz ta sytuacja wydaje mi się śmieszna i dziecina, ale wtedy naprawdę bałam się tego chłopaka. Po całej tej sprawie z Chrisem już nie podszedł do mnie nawet na chwilę i byłam taka dumna z mojego brata, że nikt sobie tego nie wyobraża. W późniejszych latach też dbał o to by żaden chłopak nie zrobił mi krzywdy, a jest to trochę śmieszne, gdyż traktuje tak tylko mnie, a wszystkie jego dziewczyny były raczej na krótki czas i nie przejmował się zranieniem ich. Wydaje mi się, że raczej nigdy nie był w żadnej zakochany, ale to chyba taki typowy chłopak, który niby nic nie czuje, a jak w końcu miłość go trafi jak piorun z nieba to zmieni się o 180 stopni w mgnieniu oka. 
    Moje rozmyślenia przerwał głos, jak dobrze pamiętam Anne.
    - Czy mógłby mi ktoś w końcu wyjaśnić co tu się dzieje? Chris co to jest za dziewczyna? - Zapytała ze złością w oczach, na co tylko cicho się zaśmiałam. i wyswobodziłam z uścisku brata.
    - Skarbie to moja siostra Judy - chłopak podszedł i uśmiechnął się do niej, a w tej samej chwili wyraz jej twarzy ze złości momentalnie zmienił się w wielki uśmiech.
    Nie lubię oceniać ludzi, że tak powiem po okładce, ale mój brat nadal nic a nic się nie zmienił co do wybierania sobie dziewczyn.
    - O jeju przepraszam, że byłam taka oschła, ale sama rozumiesz pomyślałam o takich głupotach. Jednak mogłam się domyśleć, że mój słodziak nic takiego by mi nie zrobił - powiedziała, a następnie cmoknęła policzek mojego brata i z nadal wymalowanym na twarzy uśmiechem podeszła do mnie biorąc mnie w swoje ramiona.
    - Tak miło mi Cię poznać. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy - dodała odsuwając się ode mnie.
    - Też mam taką nadzieję  - uśmiechnęłam się do niej i przeniosłam wzrok na mojego brata.
    - Myślałem, że przyjedziesz pod koniec września.
    - Miałam taki zamiar, ale chyba wole poznać miasto wcześniej, niż później tylko się tu gubić. No, ale nic nie przeszkadzam wam bawcie się dobrze, a ja pójdę do swojego pokoju trochę się przespać. Tam raczej nic nie robiliście prawda? - Zapytałam powstrzymując swój śmiech, ale znając mojego brata to się minimalnie bałam jego odpowiedzi.
    - Nie martw się twój pokój jest czysty jak łza, ale za resztę domu nie odpowiadam - mówiąc to znacząco poruszył swoimi brwiami, wywołując u mnie uczucia obrzydzenia.
    - Jesteś okropny - powiedziałam wychodząc już z kuchni.
    Nie zamierzałam brać walizek z korytarza, bo oczywiście zajmę się tym mój brat, więc wyciągnęłam z nich tylko krótkie dresowe spodenki i czarną koszulkę na ramiączka. Zamknęłam walizkę, a następnie zmęczonym krokiem udałam się prosto na górę.

                                                                 *

        Siedziałam na kanapie w salonie i bez konkretnego celu przełączałam każdy kanał. Podróż tak mnie wymęczyła, że nawet pięciogodzinna drzemka nic nie pomogła.  Pootwierałam okna i zasłoniłam roletami, ponieważ przez ten upał nie było mi dane nawet normalnie pooddychać.
    Christopher szykował nam obiad, chociaż nazwałabym to raczej drugim śniadaniem, gdyż były to zwykłe kanapki z serem i warzywami. Tak właśnie mój kochany braciszek pomimo tego, że ma 21 lat, to jego gotowanie sięga tylko do zrobienia ziemniaków, makaronu, jajecznicy i oczywiście kanapek.
    - Tak sobie myślałem, że może wyskoczymy gdzieś dziś wieczorem - odparł stawiając na stoliku przede mną talerz z kanapkami.
    - Nie mam zamiaru iść na żadne imprezy tego wieczoru. Padam na twarz - powiedziałam, przesuwając się w bok, aby zrobić bratu trochę miejsca na kanapie.
    - Nie musimy tańczyć, możemy po prostu posiedzieć, pogadać i napić się czegoś. Mam świetne miejsce.
    - Tak? Jakie? - Zapytałam jedząc kanapkę.
     Byłam głodna jak nie wiem, ale tak szczerze nie ma  się  co dziwić skoro nie jadłam nic przez cały dzisiejszy dzień, a zemnie jest naprawdę wielki głodomór. Chociaż dałabym sobie rękę uciąć, że  u nas to raczej rodzinne, gdyż  Chris bierze już trzecią kanapkę odkąd tu usiadł.
    - Tam gdzie pracuje - wzruszył ramionami.
    - Chcesz w wolny wieczór iść do swojej pracy? - zapytałam zdziwiona.
    - Judy, po pierwsze jest to klub mojego kumpla i według mnie nie znajdziesz w tym mieście drugiego lepszego, - uśmiechnął się żartobliwie - a po drugie mam tam zniżki, więc napijemy się prawie, że za darmo, a po trzecie mam wolne więc i tak nie będę pracował, a popatrzę jak moi kumple się męczą i obsługują moją osobę.
    Na jego ostatnie słowa wybuchnęłam śmiechem, ponieważ jego ton był taki, jakby uważał się za nie wiadomo jaką osobę.
    - Okej możemy iść, ale i tak ty płacisz. Ja na razie jestem spłukana - odparłam rzeczowa i wstałam z kanapy w celu wzięcia jakiegoś napoju.
    - Chcesz coś do picia? - zapytałam brata stojąc w przejściu między salonem, a kuchnią.
    - Możesz podać cole z lodówki. A tak serio starzy nie dali ci kasy? Wiesz mi też już powoli się kończy, a do wypłaty jeszcze trochę czasu - usłyszałam otwierając lodówkę.
    Patrząc na półki, od razu dotarło do mnie jak to jest jak facet mieszka sam. Nie było nic poza butelkami pepsi, kartonem mleka, żółtego sera i połówki pomidora oraz sałaty. Nie ma się co zastanawiać, czekają mnie jutro wielkie zakupy.
    Zabrałam ze sobą dwie cole i udałam się z powrotem do salonu, gdzie usiadłam  na kanapie obok brata jak wcześniej i podałam mu jedną butelkę.
    - Powinni przesłać po niedzieli. Nie martw się mama jest teraz taka zestresowana, że oboje mieszkamy poza domem, więc na pewno będzie wspomagać nas kasą chociaż przez jakiś czas.
    - Chociaż do tego się przyda, ostatni raz kiedy do mnie dzwoniła to było jakieś pół roku temu.  A jak ja dzwonie, to nawet nie odbiera - powiedział odkładając korek od butelki na stolik, a następnie napił się łyka napoju.
    Wiedziałam, że było mu przykro. Za każdym razem kiedy rodzice nie zwracali na mnie uwagi, tak samo jak on czułam pustkę i smutek i pomimo tego, że trwa to już wiele lat, nie umiem się do tego przyzwyczaić.
    - Jakoś mnie to nie dziwi, niby teraz się przejmuję, że sami mieszkamy w tak wielkim mieście, ale jak w domu zostawiali mnie samą na parę dni to nie za bardzo ich to obchodziło. Cieszę się, że to już się skończyło i mieszkam teraz tylko z tobą. Uwierz mi mam najwspanialszego brata na świecie, który w stu procentach potrafi zastąpić mi obojga rodziców - przysunęłam się bliżej niego i przytuliłam do jego umięśnionego ciała.
    - A ja najlepszą siostrę - odwzajemnił uśmiech, a następnie odstawił nasze butelki na stolik i wygodnie rozłożył się na kanapie.
    - Całe moje dzieciństwo mogę opisać jednym słowem - Ty - spojrzałam na jego twarz układając głowę obok jego ramienia.
    -  Z wzajemnością. Nie wydaje mi się, żeby jeszcze jakieś rodzeństwo było tak zgrane, pomimo naszych kłótni to zawsze byliśmy razem. Szkoda tylko, że tak mało czasu spędziliśmy z rodzicami.
    - Oni jak zwykle wiecznie zajęci pracą, ale nie gadajmy o tym. Nie zamierzam psuć sobie dzisiaj humor. Idę się wykąpać, następnie wyszykować i będziemy szli okej? - zapytałam odsuwając się od brata i wstając z kanapy.
    - Okej, tylko nie strój się za bardzo, abym nie musiał odganiać wielu palantów od mojej siostrzyczki jasne?
    - Bez zmartwień, dzisiaj będę grzeczna jak aniołek - powiedziałam i śmiejąc się, udałam się po schodach na górę.
    Weszłam do swojej łazienki, gdzie z szafki na szybko wyjęłam jakiś ciepły ręcznik, który zawiesiłam na haczyku obok prysznica. Zdjęłam z siebie wszystkie ciuchy i odkręcając wodę weszłam pod nią. Nie zajęło mi to pięciu minut, zawsze uwielbiałam ciepłą wodę i mogłam spędzać w niej bardzo dużo czasu i akurat tak było dzisiaj.  Gdy byłam gotowa do wyjścia, po około dwudziestu minutach, zakręciłam kran, sięgnęłam po ręcznik i okręciłam nim całe ciało. Z wcześniej przyniesionej kosmetyczki wyciągnęłam odżywkę do włosów, którą od razu po wytarciu włosów, nałożyłam. Osuszyłam całe ciało, wysmarowałam je balsamem, umyłam zęby, rozczesałam sklejone od wody kosmyki i powolnym krokiem udałam się do pokoju.
    Przez kolejne pół godziny zastanawiałam się co na siebie założyć. Lubię ładnie wyglądać, tylko, że to nie współgra z moją, że tak powiem niską samooceną która odzywa się w mojej głowie. Od dwóch lat i tak udaje mi się z tym walczyć, ale w nowych miejscach czuję się nieco skrępowana. W końcu zdecydowałam się na czarne krótkie spodenki, czarno-biały, przewiewny sweter z białym stanikiem pod nim.
    Po około dwóch godzinach stanęłam na dole przed moim bratem.
    - I jak wyglądam? - zapytałam okręcając się wokół własnej osi.
    - Gdyby było szybciej, byłoby idealnie. Teraz jest okej - wystawił język w moją stronę i zgasił telewizor.
    - Muszę zajechać do kumpla po fajki - odparł i wstał z kanapy, zabierając przy okazji kluczyki od jego samochodu ze stolika.
    - Palisz?! Myślałam, że rzuciłeś - to drugie zdanie wypowiedziałam trochę ciszej i zmierzyłam go wzrokiem.
    Sądziłam, że skończył  z tym już na zawsze, ale widocznie myliłam się. Palił, ale to było w pierwszej klasie liceum, od drugiej nie widziałam go już, ani razu z papierosem w ręku, aż do tej pory.
    - Od niedawna do tego wróciłem - powiedział bez żadnych emocji i udał się w stronę korytarza.
    Kiedy tylko stanęłam przed nim z rękami założonymi na biodrach, on spokojnie zawiązywał sobie buty.
    - Czy tobie cały rozum już odebrało? - Zapytałam.
    - Judy, proszę przestań. Ostatnio dużo stresu miałem na głowie, musiałem odreagować - spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami.
    - Nie myśl, że ci tak łatwo odpuszczę. Rzucisz to już niedługo zobaczysz.
    Mój brat umiał doskonale doprowadzić mnie do szału. Nie lubię papierosów i tak jak tamtym razem zmusiłam go do rzucenia, tym razem też to zrobię - pomyślałam wychodząc z naszego mieszkania, które Christopher zamknął na klucz.
    Samochód mojego brata stał niedaleko od naszego budynku na parkingu. Było to czarne matowe audi rs5, które dostał od naszych rodziców na swoje szesnaste urodziny. Oni zawsze sprawiali nam najdroższe prezenty, zapominali tylko o jednym, o uczestnictwie w te dni w naszym życiu, które były dla nas tak bardzo ważne.
    Droga do kumpla Chrisa minęła nam bardzo szybko, pomimo tego, że był piątkowy wieczór, a my znajdowaliśmy się w NY.  Nie zamierzałam jednak tam z nim wchodzić, powiedziałam, aby załatwił sprawę szybko i bezpiecznie. Marzyłam o tym, aby znaleźć się już w barze i zatopić swoje usta w jakimś dobrym drinku.
    Mój brat jak zwykle nie zamierzał mnie posłuchać, ponieważ upłynęło już dziesięć minut, a jego jak nie widać, tak nie widać. Odpięłam swoje pasy i zaczęłam szperanie po schowku, w celu znalezienia jakiejś przystępnej dla ucha muzyki.  Po przejrzeniu dwóch futerałów z płytami, trafiłam w końcu na płytę z piosenkami  Britney Spears, którą zgrywałam kiedyś na jeden z naszych wyjazdów. Wsadziłam ją do radia i włączając przystępną głośność zaczęłam śpiewać słowa Criminal.
    Wczułam się tak w śpiewanie tej piosenki, że gdy się skończyła po samochodzie rozniósł się głośny śmiech mojego brata. Szybko przyciszyłam muzykę, a złowrogi  wzrok przeniosłam na niego.
    - Tak tęskniłem za twoimi występami, że nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy siostrzyczko - uśmiechnął się do mnie, odpalając samochód.
    - Dziękuję, naprawdę - odwzajemniłam jego uśmiech i postanowiłam zmienić temat.
    - Będą jacyś twoi znajomi?
    - Nie zapraszałem nikogo, ale pewnie jacyś będą. Nasza ekipa chodzi raczej tam, no chyba że robimy jakiś  wspólny  wypad w inne miejsce.
    - Aaa okej. Ja niestety nie znam tu nikogo poza tobą.
    - Eee tam, szybko się tu odnajdziesz. W tym mieście naprawdę nie da się być samotnym.
    Resztę drogi rozmawialiśmy prawie, że o niczym. Christopher co jakiś czas wskazywał mi pewne miejsca, które mijaliśmy i do których obiecał mnie zabrać.
    Po około trzydziestu minutach znaleźliśmy wolne miejsce parkingowe niedaleko baru, przyjaciela Chrisa i powolnym krokiem udaliśmy się w jego stronę.
    - Na pewno ci się spodoba - mój brat mrugnął do mnie, kiedy przechodziliśmy przez próg lokalu.
    Ujrzałam przed sobą dużą przestrzeń w kolorach ciemnego brązu, gdzie w niektórych miejscach tańczyło parę osób do piosenki Lean On.  Ja jednak nie miałam ochoty w tej chwili na tańce, a mój brat raczej też miał inne plany, ponieważ biorąc mnie za rękę poprowadził prosto do baru po drugiej stronie sali. Było to  gdzie oddzielne miejsce z barmanem i stolikami, gdzie spokojnie można było usiąść i wypić coś razem ze znajomymi i nie być miażdżonymi przez osoby tańczące na parkiecie. Ta część w tej chwili odpowiada mi dużo bardziej, pomyślałam.
    - Siema Justin - odparł mój brat i przybił piątkę z chłopakiem, który stał w tej chwili za barem. Niechętnie podniosłam wzrok do góry, bo do tej pory lubiłam może jednego kolegę mojego brata, zawsze znajdował sobie samych idiotów, naprawdę.
    Ujrzałam przed sobą nie powiem, przystojnego i dobrze zbudowanego chłopaka o włosach w kolorze ciemnego blondu. Na sam jego widok na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech, a w tym samym momencie nasze spojrzenia się napotkały.
    - Nie powiesz mi Chris, że to twoja nowa dziewczyna? - zapytał, a w jego głosie wyczuwalny był lekki śmiech.
    - Nie jestem jego dziewczyną, tylko siostrą - powiedziałam od razu, zanim nawet mój brat mógł się odezwać.
    - Tak myślałem, chyba sama wiesz w jakich on typach gustuje - chłopak zaśmiał się w stronę Chrisa, a następnie wyciągnął rękę w moją stronę.
    - Justin - uśmiechnął się, a ja nie będąc dłużna odwzajemniłam uśmiech i uścisnęłam dłoń.
    - Judy.


 Mężczyźni w ogóle mają gorzej, bo trudno im się przyznawać do własnych uczuć takich jak strach, niepewność czy przerażenie.
Katarzyna Grochola
.__________________________.

Witam moich czytelników!
Mam wielką prośbę, proszę napiszcie co sądzicie co wam się nie podoba, co podoba, co jest źle, co ok, a będę bardzo wdzięczna.
Dziękuję za 3 komentarze pod poprzednim i do następnego <3

wtorek, 1 września 2015

Rozdział 1.



                 - Proszę o zapięcie pasów, ponieważ już za chwilę będziemy podchodzić do lądowania -  z głośników samolotu rozbrzmiał miły głos stewardessy.
                Cieszyłam się, że już za chwilę wyląduję w Nowym Jorku. Byłam tak zmęczona, że marzyłam już tylko o wypiciu kawy, a najlepiej o ciepłym łóżku w moim pokoju.  Nie lubiłam porannego wstawiania, a na dzisiejszy samolot musiałam obudzić się o trzeciej trzydzieści, aby na lotnisku być o piątej, a to naprawdę nie na mają głowę po takim wieczorze.
                Nim się obejrzałam znajdowaliśmy się już na lądzie. Nie byłam z nikim umówiona, więc po zabraniu swoich bagaży zaczęłam poszukiwania jakiejś wolnej taksówki. Mogłabym zadzwonić po Christiana, mojego brata, jednak postanowiłam zrobić mu maleńką niespodziankę i przyjechałam tydzień wcześniej niż się umówiliśmy i niech na razie pozostanie to tajemnicą.
                Po prawie dziesięciu minutach stanęłam przed wolnym samochodem, a starszy mężczyzna jak się nie mylę koło pięćdziesiątki o siwych włosach pomógł mi spakować walizki do bagażnika.  Przed wejściem do samochodu rozejrzałam się jeszcze dookoła i przypomniało mi się jak ostatni raz będąc tu żegnałam się z bratem. Myślałam, że czas naszej rozłąki będzie bardzo wolno płyną do naszego kolejnego spotkania. Zawsze byliśmy razem, nasze najdłuższe rozstania trwały może kilka dni, a w  tamtej chwili żegnaliśmy się na nieznany nam jeszcze czas. Jednakże dni mijały tak szybko, że czasami nawet nie mieliśmy czasu do siebie zadzwonić, było to spowodowane zarówno moją jak i jego nauką połączoną z pracą, spotkaniami ze znajomymi, czy różnymi wyjazdami.  Teraz jednak mieszkając razem będziemy mieć tyle czasu, że nadrobimy stracone lata, pewnie aż nadto.
                Wyrywając się z wspomnień wsiadłam do taksówki i zapięłam pasy.
                -  Poproszę na SoHo na Manhattanie – odparłam pewnym siebie głosem i wygodnie oparłam się na fotelu wyjmując swojego IPhone .
                Zegarek wskazywał 7:25, a to było znacznie za wcześnie na wizytę w naszym mieszkaniu, gdyż znając życie Christian pewnie jeszcze śpi.  Ja nawet nie miałabym szans go obudzić, a nie zamierzam spędzić kilku pierwszych godzin w Nowym Jorku siedząc przed drzwiami do mieszkania.  Nie mam innej opcji jak wybrać się na kawę, a następnie jakieś zakupy. Tak przy okazji przydałoby mi się kilka nowych ciuchów, przyznałam uśmiechając się sama do siebie.  
                Po około półgodzinie drogi dojechałam na miejsce i płacąc za jazdę oraz zabierając swoje walizki udałam się do Starbucks’a.  Byłam tak padnięta, że sama nie wierzyłam w to że wytrzymam chociażby godzinę.
                Zamówiłam swoją ulubioną mrożoną Caramel Macchiato i zajęłam miejsce przy wolnym stoliku obok okna.  Cieszyłam się, że nie musiałam od razu wychodzić i po mimo tłocznych kolejek były jeszcze miejsca siedzące. Stawiając obok stolika walizki, wyciągnęłam jeszcze telefon i popijając powoli napój wybrałam numer mojej mamy.  Nie musiałam długo czekać, ponieważ już po pierwszych dwóch sygnałach usłyszałam jej głos:
                - Słucham?
                - Cześć mamo, dzwonie, żeby powiedzieć, że już jestem na miejscu.
                - To dobrze, a lot był spokojny, nie mieliście żadnych problemów? – zapytała, próbując okazać troskę.
                - Nie mamo, wszystko było okej.  Jestem tylko zmęczona i marzę o tym aby się położyć – wymamrotałam cicho, biorąc kolejny łyk kawy.
                - No to na co czekasz i tak chyba dzisiaj nie musisz nigdzie wychodzić, kładź się do łóżka i spać.  Należy ci się po tych ciężkich miesiącach trochę odpoczynku.
                - Jest tylko mały problem, że nie mam kluczy do mieszkania, a Christian pewnie jeszcze śpi.
                -  Córciu proszę cię sądzisz, że o tym nie  pomyślałam. Moja koleżanka pracuje w butiku naprzeciwko waszego budynku. Ona ma zapasową kopię kluczy w razie potrzeby, więc  idź do niej, a ja już dzwonie i wszystko załatwię.
                - Okej, teraz jestem na kawie, ale jak tylko wypiję to przejdę się do niej. Dzięki.
                - Nie ma za co. Ja muszę kończyć, bo właśnie wychodzę do pracy. Miłego dnia córciu i  wycałuj ode mnie Christiana. 
                - Okej, pa mamo. Kocham cię.
                - Ja ciebie też kocham, pa córciu – odparła i nie czekając na nic więcej rozłączyła się.
                Uśmiechając się, odłożyłam telefon na stoliku obok siebie i już w trochę lepszym humorze zabrałam się za dopijanie swojej kawy. Nie mając co robić przyglądałam się zabieganym ludziom za oknem, ale w pewnej chwili moją uwagę przykuła rozmowa osób przy stoliku obok.
                - Nie rozumiem jacy idioci mogli tak postąpić i uciec. Przecież on mógł umrzeć – odparła jedna z osób, a była nią szczupła i raczej niewysoka brunetka.
                - Aż mnie ciarki przechodzą, jak o tym pomyśle. Gdyby nie ta kobieta to nie wiem, czy ktoś by zareagował.
                - A dziwisz się, wszyscy byli w takim szoku, najgorzej że w tym miejscu nie było żadnych kamer. Ten samochód tak szybko odjechał i z tego co wiem  nikt nie zapamiętał numeru.
                - Znając życie, to i tak zaraz słuch zaginie po tej sprawie, w końcu tutaj to prawie normalka. Nawet sobie nie przypominam, żeby w jakiejś gazecie o tym pisali.              
                - Wydaje mi się, że nie.  A tak po za tym koleś żyje, więc nikt nie będzie chciał się w to bawić, no chyba że on sam.
                Rozmowa dziewczyn tak mnie wciągnęła, że nie zorientowałam się, kiedy mój kubek po kawie stał się pusty. Nie chciałam marnować czasu, więc nie wsłuchując się w dalszy ciąg tej rozmowy zabrałam swoje rzeczy i udałam się do wyjścia. Sklep, o którym mówiła moja mama nie był jakoś daleko, więc chwilę  później się w nim znalazłam i zabierając kluczę udałam się prosto do mojego „nowego” mieszkania.

    Jeżeli masz szczęście, twoje łóżko może stać się miejscem, w którym nie musisz się niczego obawiać. Zmęczenie i sen, poduszka, którą dobrze znasz, światło dostosowane do twoich potrzeb — to jest właśnie terytorium, gdzie nie musisz być czujna. Czujność pozostaw w kącie, na stosiku ciągle jeszcze ciepłego ubrania, które z siebie zdjęłaś. Holendrzy mówią, iż nie ma cudowniejszego dźwięku ponad tykanie zegara we własnym domu. Kiedy jednak coś pójdzie źle, kiedy popełnisz błąd, zapraszając do swego azylu niewłaściwą osobę, wówczas przychodzi największy koszmar, wydostając się z głębi czarnego snu.

Jonathan Carroll „Na pastwę aniołów”




Pierwszy rozdział już za nami. Co o nim sądzicie? Tak wiem króciutki, ale liczba komentarzy pod prologiem nie zachęcała jakoś do dalszego pisania, pomimo dużej liczby promocji bloga. No nic mam nadzieje, że do drugiego rozdziału przybędzie chociaż trzech nowych czytelników. 
Kolejny rozdział obiecuję będzie dłuższy i zdradzę, że pojawi się w nim Justin ^^
Mam nadzieję, że każdy kto przeczyta skomentuję.

piątek, 21 sierpnia 2015

Prolog.

  Patrzyłem prosto przed siebie, a ręce ułożyłem na kierownicy, powoli ją ściskając.
Moje serce waliło jak nigdy dotąd, a całe ciało przeszywały emocje podekscytowania.      Spojrzałem najpierw w jedną, a potem w drugą stronę, dokładnie przyglądając się swoim przeciwnikom.  Wiedziałem, że są profesjonalistami, ale nie zniechęcało mnie to do zabawy.
    Christopher siedział na siedzeniu obok, a na jego twarzy widniał szeroki i pewny siebie uśmiech. To był nasz pierwszy raz, a on mimo to był przekonany, że to właśnie my zdobędziemy kasę, docierając jako pierwsi do mety. Dla mnie liczyła się tylko chwila wytchnienia, spokoju i oderwania od rzeczywistości. Cieszyłem się, że zdołał mnie na to namówić, nie będę żałował.
    Chwilę później stanęła przed nami wysoka brunetka, trzymająca w ręku czarno białą flagę. Wiedziałem, że to już ten moment i nastawiając nogę na pedał gazu, przygotowałem się do odjazdu.
    Wyczytując z ust dziewczyny - " Raz, dwa ... " - spojrzałem przelotnie na kolegę, który tylko skinął głową, a następnie na machnięcie flagą ruszyliśmy.
    Patrzyłem na drogę i wymijające nas samochody dwóch przeciwników, nie mogłem pozwolić na ich wygraną, czułem potrzebę zwycięstwa.
    Nikt nie zna tego uczucia, dopóki tego nie spróbuje. To jest coś kompletnie innego, więcej niż nie jeden odjazd po alkoholu, czy zabawie z dziewczyną. Tego nie da się porównać do niczego innego na tym świecie.
Buzowały we mnie wszystkie emocje, a adrenalina płynąca w moich żyłach, dawała jeszcze większą moc. 
    Skręciliśmy na zakręcie z taką szybkością, a w tym samym momencie w mojej głowie pojawiły się negatywne myśli, lecz jak najszybciej mogłem odgoniłem je w jak najdalszy kąt umysłu, aby zająć się tym później.  Po wyścigu. Nie teraz. O tej godzinie i to w środku tygodnia, nie ma wielu ludzi kręcących się po mieści, więc nic nie powinno się stać.
    Byliśmy już niedaleko, widziałem przed sobą światła czarnego audi. Chris krzyknął, aby skręcić w pierwszy zakręt i to nas mogło zbliżyć do wygranej.  Uśmiechałem się sam do siebie, widząc jak wszystko mijamy z taką szybkością jak nigdy dotąd, aż do chwili w której zauważyłem idącego chłopaka po przejściu.
     W tamtej chwili straciłem racjonalnie myślenie, nie wiedziałem co mam zrobić, dopóki Christopher nie zaczął  wymachiwać rękami. Wcisnąłem jak najmocniej hamulec i ujrzałem jak chłopak z ulicy przekręca w naszą stronę głowę.


- Kurwa to nie mogło się stać.



    . ____ .


Powracam, od samego początki i możliwe, że z nowymi pomysłami i zmianami. Jak ktoś zauważył zmieniłam szablon, prolog się niczym nie różni od poprzedniego, ale w 3 pierwszych rozdział, które już widniały na tym blogu, mogą nastąpić nowe zmiany.
Przepraszam moich czytelników, że zaczęłam od początku, ale musiałam. Teraz rozdziały będą pojawiać się w odstępach, góra 2 tygodniowych.
Liczę na szczere opinię :)

Szablon.