sobota, 26 września 2015

Rozdział 3. Szczypta nas.

  Siedziałam przy barze popijając już drugie piwo tego wieczoru. Byłam zmęczona, a do tego nie miałam nawet do kogo się odezwać. Mój brat cały wieczór tańczył z nowo poznanymi dziewczynami, a Justin, którego jako jedynego tu jeszcze znałam, był zajęty obsługą baru.
    Przyznam szczerze, że nie wiedziałam, jak w tak młodym wieku można być właścicielem takiego lokalu. Nie wydaje mi się, że Justin  jest dużo starszy od mojego brata i że można było pogodzić prowadzenie tego miejsca z nauką, jeśli w ogóle on studiuje. Na razie poza jego imieniem i tym, że jest tutaj szefem, nie wiem na jego temat nic.
    - Chyba nie bawisz się zbyt dobrze? - Moje rozmyślenia przerwał głos chłopaka.
    Przekręciłam głowę w bok i ujrzałam siedzącego na krześle Justin. W tej chwili mogłam przyjrzeć się mu uważnie. Jego brązowe włosy były w lekkim nieładzie, tak jakby po spaniu zaczesał je ręką i tyle. Usta miał pełne, a ciemne oczy od razu potrafiły zahipnotyzować na pewno nie jedną dziewczynę. Mogłabym stwierdzić, że nie różni się zbytnio od mojego brata zachowaniem. Dobrze znam ten wzrok, uśmiech i gesty mówiące jak to zdobyć pierwszą, lepszą pannę w jeden wieczór. Musieli być tacy sami w tych sprawach, albo chociaż podobni.
    - Nie mam po prostu dzisiaj ochoty na taką zabawę, - uśmiechnęłam się w jego stronę i upiłam trochę piwa. -  ale przynajmniej mój brat się dobrze bawi.
    Przeniosłam swój wzrok na Christiana, który oczywiście nadal tańczył w gronie najlepszych, czytaj najłatwiejszych dziewczyn w barze.
    - Tak, jemu nigdy się tu nie nudzi.  Uwierz, nawet jak pracuje wyrywa wszystkie laski, chociaż już nie raz mówiłem, że polecę mu z pensji - uśmiechnął się, kończąc swoją wypowiedź.
    - Tego nie zatrzymasz - oboje na moje słowa zaśmialiśmy się. - Daje mu jeszcze pięć minut i jak nie zainteresuję się moją osobą, to przysięgam, że wyciągnę go stąd siłą.
    - Byłoby zabawnie to oglądać, jednak tym razem spróbuje temu zapobiec.
    - Tak? W takim razie czekam na propozycje. Jestem tak zmęczona, że uratować mnie może już tylko orzeźwiający spacer. Naprawdę nie mam ochoty, akurat dzisiaj tu siedzieć - odparłam znużona i dopiłam do końca piwo.
    - To proszę bardzo. Idziemy na spacer, a Chris niech się bawi jak ma wolne - oznajmił, kiedy przyglądałam mu się niepewnie.
    Nie byłam przekonana, czy na pewno powinnam z nim iść. Nie wiedziałam o nim właściwie nic. Znałam go dopiero kilka godzin, a do tego było już późno, jednak z drugiej strony był to przyjaciel mojego brata, więc nie powinno mi nic grozić.
    - Okej, niech będzie, ale powiem bratu, że wychodzę - odparłam, na co chłopak kiwną lekko głową i sięgnął po kluczyki, które leżały na blacie. Musiał je wcześniej tam zostawić.

                                                                            *

    Szliśmy ciemnymi uliczkami, które oświetlały światła padające z pobliskich budynków oraz uliczne lampy. Pierwszy raz zwiedzałam to miasto o tej porze i uważam, że jest świetnie. Mimo tak później godziny uliczki były pełne ludzi. Z mijanych miejsc było słychać głośną muzykę oraz rozmowy wielu ludzi, które zlewały się ze sobą. Tutaj chyba naprawdę trudno jest znaleźć puste i ciche miejsce, przynajmniej na razie odnoszę takie wrażenie.
    Nie mogąc się powstrzymać ziewnęłam zakrywając ręką usta, a chłopak od razu to zauważył.
    - Naprawdę jesteś zmęczona. Jak chcesz mogę odprowadzić cię do domu i darujmy sobie ten spacer.
    - Nie wiem, czy dałabym radę stąd trafić - odparłam niepewnie rozglądając się dookoła, orientując się, że naprawdę nie znam drogi powrotnej do naszego wieżowca.
    - Ej nie martw się - usłyszałam lekko rozbawiony głos Justina, a po chwili poczułam jego dłoń na moim ramieniu.
    Ten gest sprawił, że od razu na niego spojrzałam.  Jego wzrok był intensywny, aż mogłoby się wydawać, że przeszywa mnie nim na wylot.
    - Doskonale wiem jak dojść do waszego mieszkania. Byłem tam już nie raz i to wracając z wielu miejsc w tym mieście - oznajmił.
    - Jaka ze mnie idiotka, mogłam się przecież domyśleć - walnęłam się lekko w czoło, czując jak moje policzki przybierają lekko czerwony kolor i myślałam, że spale się ze wstydu.
    To było oczywiste, że Justin wie gdzie mieszkam i zna drogę powrotną. Był przyjacielem mojego brata i znając życie bywał tam więcej razy tego tygodnia, niż ja przez wszystkie lata od kiedy Christopher tu mieszka.
    - Chyba 3 piwa na twoją głowę to za dużo.  Odprowadzić cię? - poruszył znacząco brwiami, a ja nie mogąc się powstrzymać, walnęłam go lekko w ramie, uśmiechając się. 
    - Możliwe, po prostu dawno nie piłam - odwróciłam niepewnie wzrok i zaczesałam do tyłu pasemko włosów, które opadło mi na twarz. 
      Znałam go od kilku godzin, a moje zachowanie świadczyło o tym jakbyśmy byli przyjaciółmi kilka lat. Nie byłam pewna, czy moje śmiałe ruchy nie przeszkadzały Justinowi i jak on mnie traktuje. Większość kumpli mojego brata myślała o mnie jako małej dziewczynce, zadufanej w sobie, dziecinnej i głupiej.  Christopher był zazwyczaj dla mnie dobry, ale przy nich potrafił okropnie żartować na temat mojej osoby i nie przejmował się moimi uczuciami, dlatego też nie byłam pewna jak postrzega mnie Justin. Mam nadzieję, że nie traktuje mnie jak młodszą siostrę kumpla, różnica między nami to tylko dwa lata.
   - A co do odprowadzenia, to nie mam ochoty wracać. Zgłodniałam, a u nas nic do jedzenia nie ma.
   - Zaprosiłbym cię do siebie, ale też mieszkam sam i moja lodówka świeci raczej pustkami. Możemy więc zjeść coś na mieście, pasuje? - zapytał rozglądając się, jakby poszukując miejsca w którym moglibyśmy coś kupić.
    - Szczerze to wystarczą mi frytki, cola i coś, żebyśmy mogli usiąść -  spojrzałam na jego twarz, na której od razu pojawił się uśmiech.
    - Już mi się podobasz - zaśmiał się i oboje ruszyliśmy w stronę wskazaną przez Justina.
    Niecałe kilka minut później stanęliśmy w kolejce do jednej z budek, koło Central Parku w której sprzedawali frytki.  Justin przez cały czas opowiadał mi, jak to poznali się z Christianem w jednym klubie, dzięki wspólnym znajomym i jak zwykła znajomość przemieniła się w przyjaźń. Dowiedziałam się nawet, że znają się już od dwóch lat i że mimo tego Chris nie opowiadał mu zbyt dużo na mój temat, jak widać z wzajemnością, bo o Justinie nie wspomniał nic więcej oprócz, że się kolegują.
    - Z jego opowieść to wydawało mi się, że masz góra siedem lat - oznajmił, a na mojej twarzy chyba nie dało się ukryć zaskoczenia.
    - Mam nadzieje, że mój wiek to jednak pozytywna niespodzianka? - zapytałam, śmiejąc się cicho pod nosem.
    Wiedziałam, że mój brat nie wspominał o mnie za dużo, ale nie myślałam, że aż tak. Jednak nie ma się co dziwić, on zawsze przy mnie opiekuńczy, zabawny i naprawdę fajny, a przy innych gra jakiegoś twardziela i obojętnego na każde uczucia. Chociaż nigdy chyba do końca nie umiał grać w tą swoją grę i przy Justinie, na pewno parę razy się otworzył. Jak nie na mój temat to na inny.
    - To chyba oczywiste. Cieszę się, że Chris ma siostrę z którą mogę pogadać na normalne tematy, a nie jakieś kucyki czy coś - uśmiechnął się w moją stronę, ale  w tym samym momencie przerwaliśmy temat, gdyż była nasza kolej.
    - Dwa razy frytki i cole... Bierzemy jedną dużą, czy dwie?
    - Jedną. Ja i tak już dużo dziś wypiłam, a nie chce zaraz wracać do domu - odparłam, a na jego twarzy pojawił się delikatny, znaczący uśmiech.
    - Rozumiem. Jedną cole i dwa razy frytki - powiedział już do sprzedawcy.
    Nie musieliśmy długo czekać, a nasze zamówienie zaraz trzymaliśmy w rękach i powolnym krokiem udaliśmy się do parku.  Nie odzywaliśmy się do siebie nawzajem przez resztę drogi, aż usiedliśmy na dwóch huśtawkach przy placu zabaw dla dzieci. Wzięłam z opakowania pierwszą frytkę i spojrzałam na Justina, który już zjadł połowę swojej porcji.
    - No co? Dobre - odparł rozbawiony.
    - Tak, tak rozumiem - uśmiechnęłam się i lekko odpychając się nogami wprawiałam huśtawkę w ruch.
    - A ty masz rodzeństwo? - zapytałam  po pewnym czasie, przyglądając się Justinowi, który właśnie w tej chwili wyrzucał pusty papierek do kosza obok.
    - Mam, ale rzadko ich widuje - odparł krótko, a ja nie wiedziałam czy powinnam dopytywać czy odpuścić.
    Moja ciekawość jednak nie wytrzymała i jak zawsze musiałam rozwinąć temat. Nieraz denerwowałam tym swoich przyjaciół, ale nie mogę nic poradzić, że lubię dużo wiedzieć. Muszą to zrozumieć, tak samo Justin.
    - Ich?
    - Mam siostrę i brata. Młodszych i to dużo, nie narzekam na relacje z nimi, ale na pewno jest gorsza niż między tobą, a Chrisem.
    - Dlaczego? Bo musisz rozmawiać o kucykach? -zapytałam przyglądając się Justinowi, którego próbowałam rozweselić, gdyż w jednej sekundzie z jego twarzy zniknął prześliczny uśmiech.
    - Oczywiście - odparł rozbawiony. - Tak serio to moi rodzice się rozwiedli, dzieciaki są mojego ojca, a po za tym cała moja rodzina mieszka poza miastem.
    - Przykro mi - odparłam cicho  i w tym momencie poczułam się winna, gdyż nie byłam pewna czy dla Justina to nie jest trudny temat.
    Chłopak nie wydawał się jednak zły, a gdy tylko usłyszał moje słowa, podniósł swój wzrok prosto na mnie i uśmiechnął się delikatnie.
    - Spoko. Nie mam na co narzekać, niektórzy mają gorzej - uśmiechnął się delikatnie i upił kolejny łyk napoju. - Chcesz? - zapytał lekko trzęsąc kubkiem, w którym na pewno brakowało już połowy coli.
    - Nie dzięki - uśmiechnęłam się i wzięłam kolejne frytki. - Dopij do końca.
    - Okej, twoja strata - napił się kolejnych łyków napoju, a następnie pusty kubek wrzucił do kosza obok huśtawek.
    - Frytki smakowały? - zapytał, widząc że w rękach trzymam już pusty papierek i stanął obok mojego miejsca. 
    - Oczywiście, dawno już nie jadłam takich dobrych - oznajmiłam i wyrzuciłam puste opakowanie do kosza obok huśtawek. 
    - Na długo przyjechałaś? - Justin  zadał kolejne pytanie, a w tym samym czasie podsuną w moją stronę kubek z napojem.
    - Mam nadzieję, że tak. Zaraz zaczynam tu studia i pewnie zostanę tu do ich końca, a może nawet dłużej - odpowiedziałam, a w oczach Justina można było zobaczyć błysk, którego wcześniej w nich nie zauważyłam.
    - A jaki kierunek wybrałaś? - zapytał, tak jakby naprawdę był ciekawy tego jak wygląda, albo będzie wyglądać moje życie.
    - Prawo - mruknęłam niepewnie.
    Nigdy nie wyobrażałam sobie siebie jako pani prawnik, a teraz ta myśl pojawia się w mojej głowie coraz częściej. Co się dziwić, skoro naprawdę wybrałam takie studia. Wróć, moja mama wybrała. Nie chciałam tego za żadne skarby, zawsze myślałam o swoim życiu całkiem inaczej, ale co z tego skoro już wszystko zaplanowane.
    - To jest idealny zawód dla ciebie - odparła moja rodzicielka, opierając się o stół w jadalni.
    - Mamo, skąd możesz to wiedzieć?! Nigdy cię nie ma w moim życiu, a teraz wiesz co jest idealne dla mnie? - próbowałam opanować swoje emocje, gdyż nie chciałam kolejnej rodzinnej kłótni jaka, była przed wyborem studiów mojego brata.
   - Jesteś moją córką, powinnaś iść w moje ślady - powiedziała już nie co zła i nerwowo zaczęła kroczyć po pokoju.
   - Ale mnie to  nie interesuje. Zrozum, mamo.
   - Jutro wysyłamy papiery i koniec.

   - Prawo? - zapytał, a na jego twarzy pojawiło się zmieszanie, które jednak starannie próbował zatuszować. - Skąd taki wybór?
   - Moja mama jest prawniczką - wzruszyłam ramionami i lekko się huśtając, odwróciłam wzrok przed siebie.
   - Nie chcesz tego - powiedział i w tym samym czasie poczułam jego ciepłą dłoń na moim podbródku.
   Powolnym ruchem odwrócił moją głowę, tak abym spojrzała prosto na niego. Patrzyłam w jego brązowe oczy i w tej chwili ogarnęło mnie dziwne uczucie.  On mi się podobał, od razu mnie zafascynował jego wygląd, ale po rozmowie okazał się jeszcze lepszy. Tylko, że znamy się dopiero kilka godzin.
   - Oczywiście, że nie, ale nie ma o czym gadać. Już postanowione.
   - Możesz jeszcze zrezygnować - powiedział.
   - Możemy zmienić temat? - zapytałam lekko poirytowana.
   On nie miał najmniejszego pojęcia, jak to wygląda u mnie, a znamy się stanowczo za krótko i pomimo tego, że już mi się podoba, nadal będę trzymać się swoich zasad.
    - Jasne - uśmiechnął się do mnie i nim się obejrzałam stał już za mną zaczynając mnie huśtać.
    - Justin, zaraz spadnę - krzyknęłam ze śmiechem, kurczowo trzymając się łańcuchów.
    - Spoko, ślicznotko. Przy mnie nic ci nie grozi - zaśmiał się i zaczął huśtać jeszcze wyżej.

   Czasami wydaje się, że tak jak ułożyliśmy sobie życie, tak będzie wyglądać. Nikt jednak tego nie wie. Nie mamy pojęcia, czy jutro nasze życie nie obróci się o 180 stopni i zmienimy się w całkowicie inne osoby. Wieczorem kładziemy się spać jako szczęśliwe, pełne życia osoby, a kolejnego dnia przeobrażamy się w jeden kłębek nerwów, pełen bólu, strachu i cierpienia.
    Z życia musimy czerpać pełnymi garściami, nie ograniczać się, uśmiechać, spełniać marzenia, ale uważać. Jeden zły krok i zniszczymy całe swoje życie, nieświadomie wciągając w to innych. Naszych bliskich, przyjaciół, rodzinę, po prostu nasz cały świat.  Nie powstrzymamy tego, z natury jesteśmy egoistami i nawet jeśli nie pokazujemy tego na zewnątrz, to tam w środku wszystko krzyczy, że chce jak najlepiej dla samego siebie. Dlatego, skąd on mógł wiedzieć, że zakochując się w dziewczynie, wciągnie ją w świat pełen brudów, nienawiści, kłótni, a nawet straty?

     Stanęliśmy przed budynkiem, w którym znajdowała się mieszkanie moje i brata. Dobrze, że miałam swoje klucze, gdyż nie mam żadnej pewności, że Christopher jest już  w środku.
     - Dziękuję, że mnie wyrwałeś z tej imprezy - odparłam, stojąc przed Justinem i patrząc na niego uważnie.
     - Nie ma za co.  Też nie miałem ochoty na zabawę tego wieczoru, ale na następnej imprezie mam zaklepane kilka piosenek z tobą - uśmiechnął się do mnie, co mogłam zauważyć dzięki temu, że światło latarni stojącej niedaleko oświetlało nas doskonale.
    - Oczywiście - odwzajemnił uśmiech i zanim zdołałam powiedzieć coś więcej, Justin przysunął swoją twarz do mojej i połączył nas w gwałtownym pocałunku.



                                                  ._______________________________.

 Mamy rozdział 3. Pisałam go bardzo długi czas, a nie umiałam tego ująć tak jak chciałam i jestem za to na siebie bardzo zła.  Mam nadzieje, że chociaż coś w nim wyszło dobrego, chociaż sama nie wiem.
Dziękuję za 2 komentarze pod poprzednim i proszę o szczerą opinię, a nawet rady na pewno się przydadzą. Do NN.

niedziela, 13 września 2015

Rozdział 2. Niepewne początki.

Kilka minut później przekręciłam kluczyk w drzwiach wejściowych naszego mieszkania. Zamknęłam je zaraz po tym jak znalazłam się w środku i zdjęłam swoje czarne adidasy, gdyż było mi w nich bardzo gorąco. Pomimo tego, że pewnie było kilka minut po ósmej, to temperatura wskazywała już trzydzieści pięć stopni Celsjusza.
    Obok ściany w korytarzu ustawiłam swoje walizki, a torebkę ułożyłam na nich. Postanowiłam od razu udać się do kuchni, gdyż dochodziły stamtąd dźwięki krzątania, a jak się domyślam Chris robił sobie śniadanie. Widok, który tam zastałam wprawił mnie jednak w wielkie osłupienie.
    Obok kuchenki stała nie za wysoka brunetka, ubrana tylko w białą koszulkę, jak się domyślam mojego brata, w tle było słychać cicho lecąca piosenkę Rihanny where have you been,a dziewczyna podrygiwała tyłkiem do jej rytmy mieszając coś w garnku. 
    - Yyymm... Cześć - odezwałam się po chwili przyglądania się, gdyż ten widok był nieco krępujący.
    Dziewczyna na dźwięk mojego głosu podskoczyła lekko do góry, a zaraz po tym odwróciła się w moją stronę. Widziałam na jej twarzy zdezorientowanie, które powoli zmieniało się w złość. Nie była za bardzo  szczęśliwa z tego, że mnie tu widzi. Jak widać mój brat nie był łaskawy, aby pokazać swojej dziewczynie siostry chociaż na zdjęciu.
    - A ty czego tu chcesz? - Zapytała złośliwie, zakładając ręce na biodra i tym samym obrzucając mnie wzrokiem od góry do dołu.
    Uśmiechnęłam się ironicznie. Czy ta dziewczyna na prawdę nie wie z kim ma do czynienia? Nie miałam zamiaru od razu wyprowadzać jej z błędu, bo jak się domyślam pomyślała, że jestem dziewczyną Christophera.  On jak zwykle brał głupie i naiwne, a do tego zapewne tylko na chwilę.
    - Gdzie Chris? - Zapytałam podchodząc do stołu, a następnie odsuwając sobie krzesełko na którym od razu usiadłam.
    - Kim ty do cholery jesteś? - dziewczyna odwróciła się w moją stronę i powoli zmierzała w moją stronę.
    - Anne, przyszedł ktoś? - usłyszałam zaspany głos mojego brata, który chwilę później staną w przejściu między kuchnią, a salonem w samych bokserkach.
    Kiedy tylko jego wzrok przeniósł się na mnie na jego twarzy ujrzałam lekkie zmieszanie, które niecałe pięć sekund później zmieniło się w wielki uśmiech.
    - Jude? - zapytał radośnie szybko do mnie podchodząc, a następnie wziął mnie mocno w swoje ramiona i okręcił wokół własnej osi. - Czemu nic nie mówiłaś, że przylatujesz? Wyjechałbym po ciebie.
    - Chciałam ci zrobić niespodziankę - odparłam wtulając się w jego ramiona.
    Tak dawno go nie widziałam, że mogłabym nie wychodzić z jego uścisku przez cały dzień. Bardzo kochałam mojego brata, całe dzieciństwo spędziliśmy razem i mogę szczerze przyznać że Christopher to mój najlepszy przyjaciel. Nigdy nie pozwolił żeby ktoś mnie skrzywdził. Pamiętam jak dziś, kiedy byliśmy w podstawówce, a jeden z kolegów z mojej klasy zaczął mnie przezywać.  Mój brat od razu  zabrał go na stronę i delikatnie wytłumaczył mu jak powinien zachowywać się w stosunku do jego siostry. Teraz ta sytuacja wydaje mi się śmieszna i dziecina, ale wtedy naprawdę bałam się tego chłopaka. Po całej tej sprawie z Chrisem już nie podszedł do mnie nawet na chwilę i byłam taka dumna z mojego brata, że nikt sobie tego nie wyobraża. W późniejszych latach też dbał o to by żaden chłopak nie zrobił mi krzywdy, a jest to trochę śmieszne, gdyż traktuje tak tylko mnie, a wszystkie jego dziewczyny były raczej na krótki czas i nie przejmował się zranieniem ich. Wydaje mi się, że raczej nigdy nie był w żadnej zakochany, ale to chyba taki typowy chłopak, który niby nic nie czuje, a jak w końcu miłość go trafi jak piorun z nieba to zmieni się o 180 stopni w mgnieniu oka. 
    Moje rozmyślenia przerwał głos, jak dobrze pamiętam Anne.
    - Czy mógłby mi ktoś w końcu wyjaśnić co tu się dzieje? Chris co to jest za dziewczyna? - Zapytała ze złością w oczach, na co tylko cicho się zaśmiałam. i wyswobodziłam z uścisku brata.
    - Skarbie to moja siostra Judy - chłopak podszedł i uśmiechnął się do niej, a w tej samej chwili wyraz jej twarzy ze złości momentalnie zmienił się w wielki uśmiech.
    Nie lubię oceniać ludzi, że tak powiem po okładce, ale mój brat nadal nic a nic się nie zmienił co do wybierania sobie dziewczyn.
    - O jeju przepraszam, że byłam taka oschła, ale sama rozumiesz pomyślałam o takich głupotach. Jednak mogłam się domyśleć, że mój słodziak nic takiego by mi nie zrobił - powiedziała, a następnie cmoknęła policzek mojego brata i z nadal wymalowanym na twarzy uśmiechem podeszła do mnie biorąc mnie w swoje ramiona.
    - Tak miło mi Cię poznać. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy - dodała odsuwając się ode mnie.
    - Też mam taką nadzieję  - uśmiechnęłam się do niej i przeniosłam wzrok na mojego brata.
    - Myślałem, że przyjedziesz pod koniec września.
    - Miałam taki zamiar, ale chyba wole poznać miasto wcześniej, niż później tylko się tu gubić. No, ale nic nie przeszkadzam wam bawcie się dobrze, a ja pójdę do swojego pokoju trochę się przespać. Tam raczej nic nie robiliście prawda? - Zapytałam powstrzymując swój śmiech, ale znając mojego brata to się minimalnie bałam jego odpowiedzi.
    - Nie martw się twój pokój jest czysty jak łza, ale za resztę domu nie odpowiadam - mówiąc to znacząco poruszył swoimi brwiami, wywołując u mnie uczucia obrzydzenia.
    - Jesteś okropny - powiedziałam wychodząc już z kuchni.
    Nie zamierzałam brać walizek z korytarza, bo oczywiście zajmę się tym mój brat, więc wyciągnęłam z nich tylko krótkie dresowe spodenki i czarną koszulkę na ramiączka. Zamknęłam walizkę, a następnie zmęczonym krokiem udałam się prosto na górę.

                                                                 *

        Siedziałam na kanapie w salonie i bez konkretnego celu przełączałam każdy kanał. Podróż tak mnie wymęczyła, że nawet pięciogodzinna drzemka nic nie pomogła.  Pootwierałam okna i zasłoniłam roletami, ponieważ przez ten upał nie było mi dane nawet normalnie pooddychać.
    Christopher szykował nam obiad, chociaż nazwałabym to raczej drugim śniadaniem, gdyż były to zwykłe kanapki z serem i warzywami. Tak właśnie mój kochany braciszek pomimo tego, że ma 21 lat, to jego gotowanie sięga tylko do zrobienia ziemniaków, makaronu, jajecznicy i oczywiście kanapek.
    - Tak sobie myślałem, że może wyskoczymy gdzieś dziś wieczorem - odparł stawiając na stoliku przede mną talerz z kanapkami.
    - Nie mam zamiaru iść na żadne imprezy tego wieczoru. Padam na twarz - powiedziałam, przesuwając się w bok, aby zrobić bratu trochę miejsca na kanapie.
    - Nie musimy tańczyć, możemy po prostu posiedzieć, pogadać i napić się czegoś. Mam świetne miejsce.
    - Tak? Jakie? - Zapytałam jedząc kanapkę.
     Byłam głodna jak nie wiem, ale tak szczerze nie ma  się  co dziwić skoro nie jadłam nic przez cały dzisiejszy dzień, a zemnie jest naprawdę wielki głodomór. Chociaż dałabym sobie rękę uciąć, że  u nas to raczej rodzinne, gdyż  Chris bierze już trzecią kanapkę odkąd tu usiadł.
    - Tam gdzie pracuje - wzruszył ramionami.
    - Chcesz w wolny wieczór iść do swojej pracy? - zapytałam zdziwiona.
    - Judy, po pierwsze jest to klub mojego kumpla i według mnie nie znajdziesz w tym mieście drugiego lepszego, - uśmiechnął się żartobliwie - a po drugie mam tam zniżki, więc napijemy się prawie, że za darmo, a po trzecie mam wolne więc i tak nie będę pracował, a popatrzę jak moi kumple się męczą i obsługują moją osobę.
    Na jego ostatnie słowa wybuchnęłam śmiechem, ponieważ jego ton był taki, jakby uważał się za nie wiadomo jaką osobę.
    - Okej możemy iść, ale i tak ty płacisz. Ja na razie jestem spłukana - odparłam rzeczowa i wstałam z kanapy w celu wzięcia jakiegoś napoju.
    - Chcesz coś do picia? - zapytałam brata stojąc w przejściu między salonem, a kuchnią.
    - Możesz podać cole z lodówki. A tak serio starzy nie dali ci kasy? Wiesz mi też już powoli się kończy, a do wypłaty jeszcze trochę czasu - usłyszałam otwierając lodówkę.
    Patrząc na półki, od razu dotarło do mnie jak to jest jak facet mieszka sam. Nie było nic poza butelkami pepsi, kartonem mleka, żółtego sera i połówki pomidora oraz sałaty. Nie ma się co zastanawiać, czekają mnie jutro wielkie zakupy.
    Zabrałam ze sobą dwie cole i udałam się z powrotem do salonu, gdzie usiadłam  na kanapie obok brata jak wcześniej i podałam mu jedną butelkę.
    - Powinni przesłać po niedzieli. Nie martw się mama jest teraz taka zestresowana, że oboje mieszkamy poza domem, więc na pewno będzie wspomagać nas kasą chociaż przez jakiś czas.
    - Chociaż do tego się przyda, ostatni raz kiedy do mnie dzwoniła to było jakieś pół roku temu.  A jak ja dzwonie, to nawet nie odbiera - powiedział odkładając korek od butelki na stolik, a następnie napił się łyka napoju.
    Wiedziałam, że było mu przykro. Za każdym razem kiedy rodzice nie zwracali na mnie uwagi, tak samo jak on czułam pustkę i smutek i pomimo tego, że trwa to już wiele lat, nie umiem się do tego przyzwyczaić.
    - Jakoś mnie to nie dziwi, niby teraz się przejmuję, że sami mieszkamy w tak wielkim mieście, ale jak w domu zostawiali mnie samą na parę dni to nie za bardzo ich to obchodziło. Cieszę się, że to już się skończyło i mieszkam teraz tylko z tobą. Uwierz mi mam najwspanialszego brata na świecie, który w stu procentach potrafi zastąpić mi obojga rodziców - przysunęłam się bliżej niego i przytuliłam do jego umięśnionego ciała.
    - A ja najlepszą siostrę - odwzajemnił uśmiech, a następnie odstawił nasze butelki na stolik i wygodnie rozłożył się na kanapie.
    - Całe moje dzieciństwo mogę opisać jednym słowem - Ty - spojrzałam na jego twarz układając głowę obok jego ramienia.
    -  Z wzajemnością. Nie wydaje mi się, żeby jeszcze jakieś rodzeństwo było tak zgrane, pomimo naszych kłótni to zawsze byliśmy razem. Szkoda tylko, że tak mało czasu spędziliśmy z rodzicami.
    - Oni jak zwykle wiecznie zajęci pracą, ale nie gadajmy o tym. Nie zamierzam psuć sobie dzisiaj humor. Idę się wykąpać, następnie wyszykować i będziemy szli okej? - zapytałam odsuwając się od brata i wstając z kanapy.
    - Okej, tylko nie strój się za bardzo, abym nie musiał odganiać wielu palantów od mojej siostrzyczki jasne?
    - Bez zmartwień, dzisiaj będę grzeczna jak aniołek - powiedziałam i śmiejąc się, udałam się po schodach na górę.
    Weszłam do swojej łazienki, gdzie z szafki na szybko wyjęłam jakiś ciepły ręcznik, który zawiesiłam na haczyku obok prysznica. Zdjęłam z siebie wszystkie ciuchy i odkręcając wodę weszłam pod nią. Nie zajęło mi to pięciu minut, zawsze uwielbiałam ciepłą wodę i mogłam spędzać w niej bardzo dużo czasu i akurat tak było dzisiaj.  Gdy byłam gotowa do wyjścia, po około dwudziestu minutach, zakręciłam kran, sięgnęłam po ręcznik i okręciłam nim całe ciało. Z wcześniej przyniesionej kosmetyczki wyciągnęłam odżywkę do włosów, którą od razu po wytarciu włosów, nałożyłam. Osuszyłam całe ciało, wysmarowałam je balsamem, umyłam zęby, rozczesałam sklejone od wody kosmyki i powolnym krokiem udałam się do pokoju.
    Przez kolejne pół godziny zastanawiałam się co na siebie założyć. Lubię ładnie wyglądać, tylko, że to nie współgra z moją, że tak powiem niską samooceną która odzywa się w mojej głowie. Od dwóch lat i tak udaje mi się z tym walczyć, ale w nowych miejscach czuję się nieco skrępowana. W końcu zdecydowałam się na czarne krótkie spodenki, czarno-biały, przewiewny sweter z białym stanikiem pod nim.
    Po około dwóch godzinach stanęłam na dole przed moim bratem.
    - I jak wyglądam? - zapytałam okręcając się wokół własnej osi.
    - Gdyby było szybciej, byłoby idealnie. Teraz jest okej - wystawił język w moją stronę i zgasił telewizor.
    - Muszę zajechać do kumpla po fajki - odparł i wstał z kanapy, zabierając przy okazji kluczyki od jego samochodu ze stolika.
    - Palisz?! Myślałam, że rzuciłeś - to drugie zdanie wypowiedziałam trochę ciszej i zmierzyłam go wzrokiem.
    Sądziłam, że skończył  z tym już na zawsze, ale widocznie myliłam się. Palił, ale to było w pierwszej klasie liceum, od drugiej nie widziałam go już, ani razu z papierosem w ręku, aż do tej pory.
    - Od niedawna do tego wróciłem - powiedział bez żadnych emocji i udał się w stronę korytarza.
    Kiedy tylko stanęłam przed nim z rękami założonymi na biodrach, on spokojnie zawiązywał sobie buty.
    - Czy tobie cały rozum już odebrało? - Zapytałam.
    - Judy, proszę przestań. Ostatnio dużo stresu miałem na głowie, musiałem odreagować - spojrzał na mnie z przymrużonymi oczami.
    - Nie myśl, że ci tak łatwo odpuszczę. Rzucisz to już niedługo zobaczysz.
    Mój brat umiał doskonale doprowadzić mnie do szału. Nie lubię papierosów i tak jak tamtym razem zmusiłam go do rzucenia, tym razem też to zrobię - pomyślałam wychodząc z naszego mieszkania, które Christopher zamknął na klucz.
    Samochód mojego brata stał niedaleko od naszego budynku na parkingu. Było to czarne matowe audi rs5, które dostał od naszych rodziców na swoje szesnaste urodziny. Oni zawsze sprawiali nam najdroższe prezenty, zapominali tylko o jednym, o uczestnictwie w te dni w naszym życiu, które były dla nas tak bardzo ważne.
    Droga do kumpla Chrisa minęła nam bardzo szybko, pomimo tego, że był piątkowy wieczór, a my znajdowaliśmy się w NY.  Nie zamierzałam jednak tam z nim wchodzić, powiedziałam, aby załatwił sprawę szybko i bezpiecznie. Marzyłam o tym, aby znaleźć się już w barze i zatopić swoje usta w jakimś dobrym drinku.
    Mój brat jak zwykle nie zamierzał mnie posłuchać, ponieważ upłynęło już dziesięć minut, a jego jak nie widać, tak nie widać. Odpięłam swoje pasy i zaczęłam szperanie po schowku, w celu znalezienia jakiejś przystępnej dla ucha muzyki.  Po przejrzeniu dwóch futerałów z płytami, trafiłam w końcu na płytę z piosenkami  Britney Spears, którą zgrywałam kiedyś na jeden z naszych wyjazdów. Wsadziłam ją do radia i włączając przystępną głośność zaczęłam śpiewać słowa Criminal.
    Wczułam się tak w śpiewanie tej piosenki, że gdy się skończyła po samochodzie rozniósł się głośny śmiech mojego brata. Szybko przyciszyłam muzykę, a złowrogi  wzrok przeniosłam na niego.
    - Tak tęskniłem za twoimi występami, że nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy siostrzyczko - uśmiechnął się do mnie, odpalając samochód.
    - Dziękuję, naprawdę - odwzajemniłam jego uśmiech i postanowiłam zmienić temat.
    - Będą jacyś twoi znajomi?
    - Nie zapraszałem nikogo, ale pewnie jacyś będą. Nasza ekipa chodzi raczej tam, no chyba że robimy jakiś  wspólny  wypad w inne miejsce.
    - Aaa okej. Ja niestety nie znam tu nikogo poza tobą.
    - Eee tam, szybko się tu odnajdziesz. W tym mieście naprawdę nie da się być samotnym.
    Resztę drogi rozmawialiśmy prawie, że o niczym. Christopher co jakiś czas wskazywał mi pewne miejsca, które mijaliśmy i do których obiecał mnie zabrać.
    Po około trzydziestu minutach znaleźliśmy wolne miejsce parkingowe niedaleko baru, przyjaciela Chrisa i powolnym krokiem udaliśmy się w jego stronę.
    - Na pewno ci się spodoba - mój brat mrugnął do mnie, kiedy przechodziliśmy przez próg lokalu.
    Ujrzałam przed sobą dużą przestrzeń w kolorach ciemnego brązu, gdzie w niektórych miejscach tańczyło parę osób do piosenki Lean On.  Ja jednak nie miałam ochoty w tej chwili na tańce, a mój brat raczej też miał inne plany, ponieważ biorąc mnie za rękę poprowadził prosto do baru po drugiej stronie sali. Było to  gdzie oddzielne miejsce z barmanem i stolikami, gdzie spokojnie można było usiąść i wypić coś razem ze znajomymi i nie być miażdżonymi przez osoby tańczące na parkiecie. Ta część w tej chwili odpowiada mi dużo bardziej, pomyślałam.
    - Siema Justin - odparł mój brat i przybił piątkę z chłopakiem, który stał w tej chwili za barem. Niechętnie podniosłam wzrok do góry, bo do tej pory lubiłam może jednego kolegę mojego brata, zawsze znajdował sobie samych idiotów, naprawdę.
    Ujrzałam przed sobą nie powiem, przystojnego i dobrze zbudowanego chłopaka o włosach w kolorze ciemnego blondu. Na sam jego widok na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech, a w tym samym momencie nasze spojrzenia się napotkały.
    - Nie powiesz mi Chris, że to twoja nowa dziewczyna? - zapytał, a w jego głosie wyczuwalny był lekki śmiech.
    - Nie jestem jego dziewczyną, tylko siostrą - powiedziałam od razu, zanim nawet mój brat mógł się odezwać.
    - Tak myślałem, chyba sama wiesz w jakich on typach gustuje - chłopak zaśmiał się w stronę Chrisa, a następnie wyciągnął rękę w moją stronę.
    - Justin - uśmiechnął się, a ja nie będąc dłużna odwzajemniłam uśmiech i uścisnęłam dłoń.
    - Judy.


 Mężczyźni w ogóle mają gorzej, bo trudno im się przyznawać do własnych uczuć takich jak strach, niepewność czy przerażenie.
Katarzyna Grochola
.__________________________.

Witam moich czytelników!
Mam wielką prośbę, proszę napiszcie co sądzicie co wam się nie podoba, co podoba, co jest źle, co ok, a będę bardzo wdzięczna.
Dziękuję za 3 komentarze pod poprzednim i do następnego <3

wtorek, 1 września 2015

Rozdział 1.



                 - Proszę o zapięcie pasów, ponieważ już za chwilę będziemy podchodzić do lądowania -  z głośników samolotu rozbrzmiał miły głos stewardessy.
                Cieszyłam się, że już za chwilę wyląduję w Nowym Jorku. Byłam tak zmęczona, że marzyłam już tylko o wypiciu kawy, a najlepiej o ciepłym łóżku w moim pokoju.  Nie lubiłam porannego wstawiania, a na dzisiejszy samolot musiałam obudzić się o trzeciej trzydzieści, aby na lotnisku być o piątej, a to naprawdę nie na mają głowę po takim wieczorze.
                Nim się obejrzałam znajdowaliśmy się już na lądzie. Nie byłam z nikim umówiona, więc po zabraniu swoich bagaży zaczęłam poszukiwania jakiejś wolnej taksówki. Mogłabym zadzwonić po Christiana, mojego brata, jednak postanowiłam zrobić mu maleńką niespodziankę i przyjechałam tydzień wcześniej niż się umówiliśmy i niech na razie pozostanie to tajemnicą.
                Po prawie dziesięciu minutach stanęłam przed wolnym samochodem, a starszy mężczyzna jak się nie mylę koło pięćdziesiątki o siwych włosach pomógł mi spakować walizki do bagażnika.  Przed wejściem do samochodu rozejrzałam się jeszcze dookoła i przypomniało mi się jak ostatni raz będąc tu żegnałam się z bratem. Myślałam, że czas naszej rozłąki będzie bardzo wolno płyną do naszego kolejnego spotkania. Zawsze byliśmy razem, nasze najdłuższe rozstania trwały może kilka dni, a w  tamtej chwili żegnaliśmy się na nieznany nam jeszcze czas. Jednakże dni mijały tak szybko, że czasami nawet nie mieliśmy czasu do siebie zadzwonić, było to spowodowane zarówno moją jak i jego nauką połączoną z pracą, spotkaniami ze znajomymi, czy różnymi wyjazdami.  Teraz jednak mieszkając razem będziemy mieć tyle czasu, że nadrobimy stracone lata, pewnie aż nadto.
                Wyrywając się z wspomnień wsiadłam do taksówki i zapięłam pasy.
                -  Poproszę na SoHo na Manhattanie – odparłam pewnym siebie głosem i wygodnie oparłam się na fotelu wyjmując swojego IPhone .
                Zegarek wskazywał 7:25, a to było znacznie za wcześnie na wizytę w naszym mieszkaniu, gdyż znając życie Christian pewnie jeszcze śpi.  Ja nawet nie miałabym szans go obudzić, a nie zamierzam spędzić kilku pierwszych godzin w Nowym Jorku siedząc przed drzwiami do mieszkania.  Nie mam innej opcji jak wybrać się na kawę, a następnie jakieś zakupy. Tak przy okazji przydałoby mi się kilka nowych ciuchów, przyznałam uśmiechając się sama do siebie.  
                Po około półgodzinie drogi dojechałam na miejsce i płacąc za jazdę oraz zabierając swoje walizki udałam się do Starbucks’a.  Byłam tak padnięta, że sama nie wierzyłam w to że wytrzymam chociażby godzinę.
                Zamówiłam swoją ulubioną mrożoną Caramel Macchiato i zajęłam miejsce przy wolnym stoliku obok okna.  Cieszyłam się, że nie musiałam od razu wychodzić i po mimo tłocznych kolejek były jeszcze miejsca siedzące. Stawiając obok stolika walizki, wyciągnęłam jeszcze telefon i popijając powoli napój wybrałam numer mojej mamy.  Nie musiałam długo czekać, ponieważ już po pierwszych dwóch sygnałach usłyszałam jej głos:
                - Słucham?
                - Cześć mamo, dzwonie, żeby powiedzieć, że już jestem na miejscu.
                - To dobrze, a lot był spokojny, nie mieliście żadnych problemów? – zapytała, próbując okazać troskę.
                - Nie mamo, wszystko było okej.  Jestem tylko zmęczona i marzę o tym aby się położyć – wymamrotałam cicho, biorąc kolejny łyk kawy.
                - No to na co czekasz i tak chyba dzisiaj nie musisz nigdzie wychodzić, kładź się do łóżka i spać.  Należy ci się po tych ciężkich miesiącach trochę odpoczynku.
                - Jest tylko mały problem, że nie mam kluczy do mieszkania, a Christian pewnie jeszcze śpi.
                -  Córciu proszę cię sądzisz, że o tym nie  pomyślałam. Moja koleżanka pracuje w butiku naprzeciwko waszego budynku. Ona ma zapasową kopię kluczy w razie potrzeby, więc  idź do niej, a ja już dzwonie i wszystko załatwię.
                - Okej, teraz jestem na kawie, ale jak tylko wypiję to przejdę się do niej. Dzięki.
                - Nie ma za co. Ja muszę kończyć, bo właśnie wychodzę do pracy. Miłego dnia córciu i  wycałuj ode mnie Christiana. 
                - Okej, pa mamo. Kocham cię.
                - Ja ciebie też kocham, pa córciu – odparła i nie czekając na nic więcej rozłączyła się.
                Uśmiechając się, odłożyłam telefon na stoliku obok siebie i już w trochę lepszym humorze zabrałam się za dopijanie swojej kawy. Nie mając co robić przyglądałam się zabieganym ludziom za oknem, ale w pewnej chwili moją uwagę przykuła rozmowa osób przy stoliku obok.
                - Nie rozumiem jacy idioci mogli tak postąpić i uciec. Przecież on mógł umrzeć – odparła jedna z osób, a była nią szczupła i raczej niewysoka brunetka.
                - Aż mnie ciarki przechodzą, jak o tym pomyśle. Gdyby nie ta kobieta to nie wiem, czy ktoś by zareagował.
                - A dziwisz się, wszyscy byli w takim szoku, najgorzej że w tym miejscu nie było żadnych kamer. Ten samochód tak szybko odjechał i z tego co wiem  nikt nie zapamiętał numeru.
                - Znając życie, to i tak zaraz słuch zaginie po tej sprawie, w końcu tutaj to prawie normalka. Nawet sobie nie przypominam, żeby w jakiejś gazecie o tym pisali.              
                - Wydaje mi się, że nie.  A tak po za tym koleś żyje, więc nikt nie będzie chciał się w to bawić, no chyba że on sam.
                Rozmowa dziewczyn tak mnie wciągnęła, że nie zorientowałam się, kiedy mój kubek po kawie stał się pusty. Nie chciałam marnować czasu, więc nie wsłuchując się w dalszy ciąg tej rozmowy zabrałam swoje rzeczy i udałam się do wyjścia. Sklep, o którym mówiła moja mama nie był jakoś daleko, więc chwilę  później się w nim znalazłam i zabierając kluczę udałam się prosto do mojego „nowego” mieszkania.

    Jeżeli masz szczęście, twoje łóżko może stać się miejscem, w którym nie musisz się niczego obawiać. Zmęczenie i sen, poduszka, którą dobrze znasz, światło dostosowane do twoich potrzeb — to jest właśnie terytorium, gdzie nie musisz być czujna. Czujność pozostaw w kącie, na stosiku ciągle jeszcze ciepłego ubrania, które z siebie zdjęłaś. Holendrzy mówią, iż nie ma cudowniejszego dźwięku ponad tykanie zegara we własnym domu. Kiedy jednak coś pójdzie źle, kiedy popełnisz błąd, zapraszając do swego azylu niewłaściwą osobę, wówczas przychodzi największy koszmar, wydostając się z głębi czarnego snu.

Jonathan Carroll „Na pastwę aniołów”




Pierwszy rozdział już za nami. Co o nim sądzicie? Tak wiem króciutki, ale liczba komentarzy pod prologiem nie zachęcała jakoś do dalszego pisania, pomimo dużej liczby promocji bloga. No nic mam nadzieje, że do drugiego rozdziału przybędzie chociaż trzech nowych czytelników. 
Kolejny rozdział obiecuję będzie dłuższy i zdradzę, że pojawi się w nim Justin ^^
Mam nadzieję, że każdy kto przeczyta skomentuję.

Szablon.