- Proszę o zapięcie pasów, ponieważ już za chwilę będziemy
podchodzić do lądowania - z głośników samolotu
rozbrzmiał miły głos stewardessy.
Cieszyłam się, że już za chwilę wyląduję w Nowym Jorku. Byłam tak zmęczona, że marzyłam już tylko o wypiciu kawy, a najlepiej o ciepłym łóżku w moim pokoju. Nie lubiłam porannego wstawiania, a na dzisiejszy samolot musiałam obudzić się o trzeciej trzydzieści, aby na lotnisku być o piątej, a to naprawdę nie na mają głowę po takim wieczorze.
Nim się obejrzałam znajdowaliśmy się już na lądzie. Nie byłam z nikim umówiona, więc po zabraniu swoich bagaży zaczęłam poszukiwania jakiejś wolnej taksówki. Mogłabym zadzwonić po Christiana, mojego brata, jednak postanowiłam zrobić mu maleńką niespodziankę i przyjechałam tydzień wcześniej niż się umówiliśmy i niech na razie pozostanie to tajemnicą.
Po prawie dziesięciu minutach stanęłam przed wolnym samochodem, a starszy mężczyzna jak się nie mylę koło pięćdziesiątki o siwych włosach pomógł mi spakować walizki do bagażnika. Przed wejściem do samochodu rozejrzałam się jeszcze dookoła i przypomniało mi się jak ostatni raz będąc tu żegnałam się z bratem. Myślałam, że czas naszej rozłąki będzie bardzo wolno płyną do naszego kolejnego spotkania. Zawsze byliśmy razem, nasze najdłuższe rozstania trwały może kilka dni, a w tamtej chwili żegnaliśmy się na nieznany nam jeszcze czas. Jednakże dni mijały tak szybko, że czasami nawet nie mieliśmy czasu do siebie zadzwonić, było to spowodowane zarówno moją jak i jego nauką połączoną z pracą, spotkaniami ze znajomymi, czy różnymi wyjazdami. Teraz jednak mieszkając razem będziemy mieć tyle czasu, że nadrobimy stracone lata, pewnie aż nadto.
Wyrywając się z wspomnień wsiadłam do taksówki i zapięłam pasy.
- Poproszę na SoHo na Manhattanie – odparłam pewnym siebie głosem i wygodnie oparłam się na fotelu wyjmując swojego IPhone .
Zegarek wskazywał 7:25, a to było znacznie za wcześnie na wizytę w naszym mieszkaniu, gdyż znając życie Christian pewnie jeszcze śpi. Ja nawet nie miałabym szans go obudzić, a nie zamierzam spędzić kilku pierwszych godzin w Nowym Jorku siedząc przed drzwiami do mieszkania. Nie mam innej opcji jak wybrać się na kawę, a następnie jakieś zakupy. Tak przy okazji przydałoby mi się kilka nowych ciuchów, przyznałam uśmiechając się sama do siebie.
Po około półgodzinie drogi dojechałam na miejsce i płacąc za jazdę oraz zabierając swoje walizki udałam się do Starbucks’a. Byłam tak padnięta, że sama nie wierzyłam w to że wytrzymam chociażby godzinę.
Zamówiłam swoją ulubioną mrożoną Caramel Macchiato i zajęłam miejsce przy wolnym stoliku obok okna. Cieszyłam się, że nie musiałam od razu wychodzić i po mimo tłocznych kolejek były jeszcze miejsca siedzące. Stawiając obok stolika walizki, wyciągnęłam jeszcze telefon i popijając powoli napój wybrałam numer mojej mamy. Nie musiałam długo czekać, ponieważ już po pierwszych dwóch sygnałach usłyszałam jej głos:
- Słucham?
- Cześć mamo, dzwonie, żeby powiedzieć, że już jestem na miejscu.
- To dobrze, a lot był spokojny, nie mieliście żadnych problemów? – zapytała, próbując okazać troskę.
- Nie mamo, wszystko było okej. Jestem tylko zmęczona i marzę o tym aby się położyć – wymamrotałam cicho, biorąc kolejny łyk kawy.
- No to na co czekasz i tak chyba dzisiaj nie musisz nigdzie wychodzić, kładź się do łóżka i spać. Należy ci się po tych ciężkich miesiącach trochę odpoczynku.
- Jest tylko mały problem, że nie mam kluczy do mieszkania, a Christian pewnie jeszcze śpi.
- Córciu proszę cię sądzisz, że o tym nie pomyślałam. Moja koleżanka pracuje w butiku naprzeciwko waszego budynku. Ona ma zapasową kopię kluczy w razie potrzeby, więc idź do niej, a ja już dzwonie i wszystko załatwię.
- Okej, teraz jestem na kawie, ale jak tylko wypiję to przejdę się do niej. Dzięki.
- Nie ma za co. Ja muszę kończyć, bo właśnie wychodzę do pracy. Miłego dnia córciu i wycałuj ode mnie Christiana.
- Okej, pa mamo. Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham, pa córciu – odparła i nie czekając na nic więcej rozłączyła się.
Uśmiechając się, odłożyłam telefon na stoliku obok siebie i już w trochę lepszym humorze zabrałam się za dopijanie swojej kawy. Nie mając co robić przyglądałam się zabieganym ludziom za oknem, ale w pewnej chwili moją uwagę przykuła rozmowa osób przy stoliku obok.
- Nie rozumiem jacy idioci mogli tak postąpić i uciec. Przecież on mógł umrzeć – odparła jedna z osób, a była nią szczupła i raczej niewysoka brunetka.
- Aż mnie ciarki przechodzą, jak o tym pomyśle. Gdyby nie ta kobieta to nie wiem, czy ktoś by zareagował.
- A dziwisz się, wszyscy byli w takim szoku, najgorzej że w tym miejscu nie było żadnych kamer. Ten samochód tak szybko odjechał i z tego co wiem nikt nie zapamiętał numeru.
- Znając życie, to i tak zaraz słuch zaginie po tej sprawie, w końcu tutaj to prawie normalka. Nawet sobie nie przypominam, żeby w jakiejś gazecie o tym pisali.
- Wydaje mi się, że nie. A tak po za tym koleś żyje, więc nikt nie będzie chciał się w to bawić, no chyba że on sam.
Rozmowa dziewczyn tak mnie wciągnęła, że nie zorientowałam się, kiedy mój kubek po kawie stał się pusty. Nie chciałam marnować czasu, więc nie wsłuchując się w dalszy ciąg tej rozmowy zabrałam swoje rzeczy i udałam się do wyjścia. Sklep, o którym mówiła moja mama nie był jakoś daleko, więc chwilę później się w nim znalazłam i zabierając kluczę udałam się prosto do mojego „nowego” mieszkania.
Cieszyłam się, że już za chwilę wyląduję w Nowym Jorku. Byłam tak zmęczona, że marzyłam już tylko o wypiciu kawy, a najlepiej o ciepłym łóżku w moim pokoju. Nie lubiłam porannego wstawiania, a na dzisiejszy samolot musiałam obudzić się o trzeciej trzydzieści, aby na lotnisku być o piątej, a to naprawdę nie na mają głowę po takim wieczorze.
Nim się obejrzałam znajdowaliśmy się już na lądzie. Nie byłam z nikim umówiona, więc po zabraniu swoich bagaży zaczęłam poszukiwania jakiejś wolnej taksówki. Mogłabym zadzwonić po Christiana, mojego brata, jednak postanowiłam zrobić mu maleńką niespodziankę i przyjechałam tydzień wcześniej niż się umówiliśmy i niech na razie pozostanie to tajemnicą.
Po prawie dziesięciu minutach stanęłam przed wolnym samochodem, a starszy mężczyzna jak się nie mylę koło pięćdziesiątki o siwych włosach pomógł mi spakować walizki do bagażnika. Przed wejściem do samochodu rozejrzałam się jeszcze dookoła i przypomniało mi się jak ostatni raz będąc tu żegnałam się z bratem. Myślałam, że czas naszej rozłąki będzie bardzo wolno płyną do naszego kolejnego spotkania. Zawsze byliśmy razem, nasze najdłuższe rozstania trwały może kilka dni, a w tamtej chwili żegnaliśmy się na nieznany nam jeszcze czas. Jednakże dni mijały tak szybko, że czasami nawet nie mieliśmy czasu do siebie zadzwonić, było to spowodowane zarówno moją jak i jego nauką połączoną z pracą, spotkaniami ze znajomymi, czy różnymi wyjazdami. Teraz jednak mieszkając razem będziemy mieć tyle czasu, że nadrobimy stracone lata, pewnie aż nadto.
Wyrywając się z wspomnień wsiadłam do taksówki i zapięłam pasy.
- Poproszę na SoHo na Manhattanie – odparłam pewnym siebie głosem i wygodnie oparłam się na fotelu wyjmując swojego IPhone .
Zegarek wskazywał 7:25, a to było znacznie za wcześnie na wizytę w naszym mieszkaniu, gdyż znając życie Christian pewnie jeszcze śpi. Ja nawet nie miałabym szans go obudzić, a nie zamierzam spędzić kilku pierwszych godzin w Nowym Jorku siedząc przed drzwiami do mieszkania. Nie mam innej opcji jak wybrać się na kawę, a następnie jakieś zakupy. Tak przy okazji przydałoby mi się kilka nowych ciuchów, przyznałam uśmiechając się sama do siebie.
Po około półgodzinie drogi dojechałam na miejsce i płacąc za jazdę oraz zabierając swoje walizki udałam się do Starbucks’a. Byłam tak padnięta, że sama nie wierzyłam w to że wytrzymam chociażby godzinę.
Zamówiłam swoją ulubioną mrożoną Caramel Macchiato i zajęłam miejsce przy wolnym stoliku obok okna. Cieszyłam się, że nie musiałam od razu wychodzić i po mimo tłocznych kolejek były jeszcze miejsca siedzące. Stawiając obok stolika walizki, wyciągnęłam jeszcze telefon i popijając powoli napój wybrałam numer mojej mamy. Nie musiałam długo czekać, ponieważ już po pierwszych dwóch sygnałach usłyszałam jej głos:
- Słucham?
- Cześć mamo, dzwonie, żeby powiedzieć, że już jestem na miejscu.
- To dobrze, a lot był spokojny, nie mieliście żadnych problemów? – zapytała, próbując okazać troskę.
- Nie mamo, wszystko było okej. Jestem tylko zmęczona i marzę o tym aby się położyć – wymamrotałam cicho, biorąc kolejny łyk kawy.
- No to na co czekasz i tak chyba dzisiaj nie musisz nigdzie wychodzić, kładź się do łóżka i spać. Należy ci się po tych ciężkich miesiącach trochę odpoczynku.
- Jest tylko mały problem, że nie mam kluczy do mieszkania, a Christian pewnie jeszcze śpi.
- Córciu proszę cię sądzisz, że o tym nie pomyślałam. Moja koleżanka pracuje w butiku naprzeciwko waszego budynku. Ona ma zapasową kopię kluczy w razie potrzeby, więc idź do niej, a ja już dzwonie i wszystko załatwię.
- Okej, teraz jestem na kawie, ale jak tylko wypiję to przejdę się do niej. Dzięki.
- Nie ma za co. Ja muszę kończyć, bo właśnie wychodzę do pracy. Miłego dnia córciu i wycałuj ode mnie Christiana.
- Okej, pa mamo. Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham, pa córciu – odparła i nie czekając na nic więcej rozłączyła się.
Uśmiechając się, odłożyłam telefon na stoliku obok siebie i już w trochę lepszym humorze zabrałam się za dopijanie swojej kawy. Nie mając co robić przyglądałam się zabieganym ludziom za oknem, ale w pewnej chwili moją uwagę przykuła rozmowa osób przy stoliku obok.
- Nie rozumiem jacy idioci mogli tak postąpić i uciec. Przecież on mógł umrzeć – odparła jedna z osób, a była nią szczupła i raczej niewysoka brunetka.
- Aż mnie ciarki przechodzą, jak o tym pomyśle. Gdyby nie ta kobieta to nie wiem, czy ktoś by zareagował.
- A dziwisz się, wszyscy byli w takim szoku, najgorzej że w tym miejscu nie było żadnych kamer. Ten samochód tak szybko odjechał i z tego co wiem nikt nie zapamiętał numeru.
- Znając życie, to i tak zaraz słuch zaginie po tej sprawie, w końcu tutaj to prawie normalka. Nawet sobie nie przypominam, żeby w jakiejś gazecie o tym pisali.
- Wydaje mi się, że nie. A tak po za tym koleś żyje, więc nikt nie będzie chciał się w to bawić, no chyba że on sam.
Rozmowa dziewczyn tak mnie wciągnęła, że nie zorientowałam się, kiedy mój kubek po kawie stał się pusty. Nie chciałam marnować czasu, więc nie wsłuchując się w dalszy ciąg tej rozmowy zabrałam swoje rzeczy i udałam się do wyjścia. Sklep, o którym mówiła moja mama nie był jakoś daleko, więc chwilę później się w nim znalazłam i zabierając kluczę udałam się prosto do mojego „nowego” mieszkania.
Jeżeli masz szczęście, twoje łóżko może
stać się miejscem, w którym nie musisz się niczego obawiać. Zmęczenie i sen,
poduszka, którą dobrze znasz, światło dostosowane do twoich potrzeb — to jest
właśnie terytorium, gdzie nie musisz być czujna. Czujność pozostaw w kącie, na
stosiku ciągle jeszcze ciepłego ubrania, które z siebie zdjęłaś. Holendrzy
mówią, iż nie ma cudowniejszego dźwięku ponad tykanie zegara we własnym domu.
Kiedy jednak coś pójdzie źle, kiedy popełnisz błąd, zapraszając do swego azylu niewłaściwą
osobę, wówczas przychodzi największy koszmar, wydostając się z głębi czarnego
snu.
Jonathan Carroll „Na
pastwę aniołów”
Pierwszy
rozdział już za nami. Co o nim sądzicie? Tak wiem króciutki, ale liczba
komentarzy pod prologiem nie zachęcała jakoś do dalszego pisania,
pomimo dużej liczby promocji bloga. No nic mam nadzieje, że do drugiego
rozdziału przybędzie chociaż trzech nowych czytelników.
Kolejny rozdział obiecuję będzie dłuższy i zdradzę, że pojawi się w nim Justin ^^
Mam nadzieję, że każdy kto przeczyta skomentuję.
Fajnie się zapowiada. Link już jest w zakładkach😁 masz fajny styl pisania szybko i wygodnie się czyta. Oby tak dalej, nie robisz błędów. Przynajmniej ja niczego nie zauważyłam. Mam nadzieję że przybędzie ci czytelników i że akcja będzie się fajnie rozwijać. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć ci weny i do następnego😊 xx /#ZuZzu_X
OdpowiedzUsuńPS mogła byś mnie informować o nowych?
O już jestem zapisana😁
UsuńŚwietny rozdział :D Już uwielbiam to opowiadanie. *.*
OdpowiedzUsuńJak na pierwszy rozdział to super
OdpowiedzUsuń