niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 6. Nadzieja.

     
       Wrzucałam do torebki wszystkie potrzebne mi na dzisiaj rzeczy. Portfel, chusteczki, telefon, pomadkę, dokumenty, które wcześniej przygotowałam i włożyłam do teczki. Czeka mnie ciężki dzień, muszę zanieść resztę papierów na uczelnie, kupić wszystkie potrzebne rzeczy oraz wypłacić pieniądze z konta. Zastanawia mnie tylko jedno, czy ja się nie zgubie? Nie znam tego miasta doskonale, więc wrzuciłam dodatkowo do torebki małą mapę, aby w razie co sprawdzić, gdzie jestem. Wczoraj cały wieczór uczyłam się wszystkich ulic i miejsc na mapie w internecie na pamięć, ale i tak nie jestem pewna, czy wszystko dobrze zapamiętałam. Chciałam, żeby Chris mi pomógł z tym wszystkim, jednak niestety ma dzisiaj zmianę w klubie, a ja nie mogę tego przełożyć na kolejny dzień. Od przyszłego tygodnia czekają mnie studia, więc lepiej żebym wszystko załatwiła przed czasem.
    Zabrałam z krzesła przy biurku swoją kurtkę i zarzuciłam ją na ramiona. Następnie wzięłam torebkę i udałam się na dół.  Mojego brata już nie było, więc sprawdziłam czy wszystkie sprzęty domowe są powyłączane i założyłam na nogi brązowe botki.  Na szafce obok drzwi leżały klucze, więc  zabrałam je i wyszłam na klatkę.  Zamknęłam mieszkanie na klucz, a następnie  szybki krokiem udałam się w stronę metra.
    Po kilku minutach stania na stacji w końcu udało mi się wejść do zatłoczonego wagonu i znaleźć wolne miejsce obok rurki, której mogłam się przytrzymać.  Zerknęłam od razu na zegarek, który wskazywał w pół do pierwszej. Musiałam się pośpieszyć i najpierw udać się na uczelnie, gdyż sekretariat był otwarty tylko do trzeciej.
    Rozejrzałam się wokół, ale i tak nie miałam szans spotkać tu kogoś znajomego, skoro w całym mieście znam tylko dwie osoby.  W tej chwili żałowałam, że nie wzięłam ze sobą słuchawek, tak to chociaż posłuchałabym muzyki.  Przyglądałam się różnym osobom i mogłam stwierdzić, że to interesujące miasto. Każdy wyglądał  na swój sposób inaczej i widać, że ludzie nie wstydzą się pokazywać siebie, chociaż najzabawniejsze było to, że nie była dziś za ładna  pogoda. Założyłam jeansy, koszulkę i brązową skórę, a do tego apaszkę, a i tak było mi chłodno, za to dziewczyna, która stała ode mnie tylko kilka kroków dalej miała na sobie krótkie spodenki, sandały i top. Podziwiam naprawdę.
    Po około dwudziestu minutach metro zatrzymało się na mojej stacji. Wysiadłam i na chwilę przystanęłam, aby zorientować się, gdzie w tej chwili powinnam iść. Po dojrzeniu, dużych schodów prowadzących na zewnątrz udałam się w to miejsce, a następnie przypominając sobie drogę, którą wczoraj śledziłam na internecie, ruszyłam w stronę mojej uczelni.
    - Zdążyłam - pomyślałam łapiąc za klamkę drzwi, prowadzących do sekretariatu, po tym jak usłyszałam donośne "Proszę".
    - Dzień dobry. Przyniosłam dokumenty, które miałam dostarczyć - powiedziałam jak najszybciej, próbując złapać oddech. Szłam tak szybko, że mogłabym w tej chwili wypluć całe swoje płuca.
    - Nazwisko poproszę - starsza kobieta, odparła ponurym głosem, co w tej samej chwili zepsuło mi humor.
    Czy ja będę musiała znosić takie kobiety przez kolejne lata mojej nauki tutaj? Mam nadzieje, że tylko w sekretariacie. Nie wytrzymałabym z takimi wykładowcami.
    - Shirley. Judy Shirley - odparłam i podeszłam bliżej jej biurka, kładąc na nim papiery.
    - Będziesz musiała jeszcze tu podpisać - wyciągnęła przed siebie kartkę papieru i wskazała miejsce w którym kazała złożyć podpis.
    - A czy coś jeszcze jest potrzebne? - Zapytałam, kierując w jej stronę swój sztuczny uśmiech.
    - Nie. To już wszystko. Plan i wszystkie ogłoszenia będą na stronę uczelni - dodała i przerzuciła swój wzrok na komputer.
     - Yhym dziękuję i do widzenia - odwróciłam się i wyszłam z pomieszczenia, nie słysząc odpowiedzi na moje słowa.
    Denerwował mnie sam fakt, że muszę studiować prawo, a teraz jak poznałam tą kobietę, niechęć do samej uczelni również zaczęła  narastać. 
    Usiadłam na ławce przed budynkiem i wzięłam głęboki oddech, aby się odprężyć. Przejdę te studia, wytrzymam, aby moja mama mogła być ze mnie dumna i chociaż w jakimś stopniu będę mogła jej zaimponować.  Co ja jednak mogę, to są marzenia ściętej głowy, jestem stuprocentowo pewna, że nie wytrzymam na tym kierunku dłużej niż tydzień, mimo że muszę o wiele więcej.
    Wyjęłam z torebki wodę i szybkim łykiem wypiłam prawie połowę, Dopiero teraz do mnie dotarło jaka byłam spragniona. Odkładając picie z powrotem do torby, moją uwagę przykuł plakat naprzeciwko. Podniosłam się z ławki i podeszłam do wysokiego słupa, który stał przy schodach prowadzących do uczelni.

"Jeśli masz dość codziennej monotonii i chociaż trochę interesuje Cię aktorstwo, przyjdź do nas. U nas zrealizujesz swoje marzenia. Od tych najmniejszych po te największe. Zapraszamy w każdy wtorek i czwartek o siódmej do miejscowego domu kultury."
 
    Czytając to na mojej twarzy od razu pojawił się wielki uśmiech. Nigdy nie myślałam o aktorstwie, ale to może być dobre miejsce na poznanie nowych osób i odstresowanie się od codziennych zajęć.  Ostatni raz, kiedy występowałam na scenie to w podstawówce, ale dlaczego by nie spróbować tym razem czegoś dojrzalszego. Chociaż na jakiś czas.
    Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i zrobiłam zdjęcie plakatu, aby nie zapomnieć adresu i już z trochę lepszym humorem udałam się w stronę najbliższej galerii. Czekały mnie naprawdę duże zakupy.
  

                                                

      Zmęczona wybrałam numer do Chrisa, gdyż miałam wielką nadzieję, że mnie odbierze. Nie dam rady iść z  powrotem na metro i pędzić taki kawał drogi do naszego mieszkania. Moje nogi za chwile odpadną.
    - Co tam Judy? - zapytał mój brat jak tylko odebrał telefon, a ja w tym samym czasie usiadłam na murku przed galerią.
    - Przyjedziesz po mnie? Jestem okropnie zmęczona i czekam przed tą galerią  o której ci mówiłam - mruknęłam do telefonu, aby udowodnić mu, że naprawdę nie mam siły.
    - Jestem jeszcze w pracy...
    - A nie mógłbyś się zwolnić, chociaż na chwilkę? - zapytałam słodkim głosem. - Bardzo proszę.
    - Judy nie ma szans. Mamy dzisiaj darmowe wejścia dla dziewczyn, więc za chwile zacznie się schodzić tu naprawdę sporo ludzi, ale czekaj chwilę.. - powiedział, a ja przysłuchiwałam się przez chwilę tylko dochodzącym dźwiękom muzyki z telefonu.
    Nie musiałam jednak długo czekać, ponieważ mój brat po chwili się odezwał.
    - Justin właśnie musi po coś pojechać do siebie, więc zgodził się od razu podrzucić ciebie, więc czekaj tam na niego.
    Gdy tylko usłyszałam te słowa od razu chciałam odmówić, lecz nie było mi to dane. Mój mądry braciszek rozłączył się w tej samej chwili w której zdążył mnie poinformować o tym, kto ma mnie odebrać.
    Nie miałam ochoty widzieć się z Justinem, ponieważ od ostatniej naszej rozmowy wcale ze sobą nie rozmawialiśmy, a on wyszedł z naszego mieszkania tylko  z krótkim "cześć". Nie chciałam się z nim kłócić, ale też nie chciałam aby nasza znajomość szła w niewłaściwym kierunku. On jest w końcu przyjacielem Chrisa, moim też może być, ale to tyle, nic więcej. Boje się, że Justin oczekuje czegoś innego. Związku, albo co gorsza tylko zabawki, a ja nie chce uczestniczyć w czymś takim. W życiu już wystarczająco się nacierpiałam jeśli chodzi o chłopaków, czy zwykłą rodzinną miłość, dlatego nie chce psuć, ani niczego między mną, a Justinem, czyli tego co w przyszłości możemy nazwać przyjaźnią, ani tego co jest pomiędzy moim bratem, a mną.
    Siedząc tak i rozmyślając o tej całej sytuacji nie zauważyłam jak szybko zleciał czas i kiedy Justin zatrzymał się samochodem naprzeciwko mnie.  Zmusiłam się do uśmiechu i zabierając wszystkie swoje torby wsiadłam do samochodu.
    - Cześć - odparłam niepewnie, stawiając rzeczy w swoich nogach,a część Justin zabierając ode mnie położył na tylnych siedzeniach.
    - Hej - uśmiechnął się w moją stronę, na co chcąc nie chcąc odwzajemniłam uśmiech.
    Szczerze, to nawet ucieszyłam się, bo to oznaczało, że nie był zły za to co ostatnio mu powiedziałam, ale z drugiej strony nie byłam pewna czy na pewno i jak powinnam z nim rozmawiać. Justin zaraz po naszym przywitaniu, ruszył w stronę głównej ulicy i nic więcej nie powiedział.
    Patrzyłam się w szybę i zastanawiałam, czy to ja powinnam rozpocząć rozmowę? Ale jak? Nigdy nie byłam pewną siebie dziewczyną, a co dopiero mówić przy chłopakach i to starszych. Zawsze uważałam, że jak coś powiem to się tylko ośmieszę i dzięki temu cała nasza dalsza droga przebiegała w ciszy.
    Dopiero kiedy zaparkowaliśmy przed moim wieżowcem i już miałam podziękować za podwiezienie, Justin odwrócił się w moją stronę i odezwał się.
    - Masz rację. To co zdarzyło się między nami nie powinno mieć miejsca. Jesteś siostrą mojego kumpla i powinienem Cię  traktować jak własną siostrę, a nie kolejną z  dziewczyn. Nie chciałem, żebyś od razu poznała mnie od najgorszej strony. Po prostu jakaś dziwna siła ciągnęła mnie do ciebie i wiem że pewnie Chris naopowiadał Ci już różnych głupot o mnie, ale ja naprawdę nie jestem takim człowiekiem. Przepraszam i chciałbym żebyśmy mogli zacząć od nowa,a kto wie może nawet zaprzyjaźnić się . Co ty na to? - Popatrzył prosto w moje oczy i uśmiechnął się delikatnie.
    Patrzyłam na niego całkowicie zszokowana. Nie spodziewałam się tego, że mnie przeprosi i przyzna mi  rację. Myślałam nawet, że nie zależy mu na tym co o nim myślę, ale widocznie myliłam się i mój brat również się mylił.
    - Jestem pewna, że to może się udać, Justin - odpowiedziałam i również uśmiechnęłam się w jego stronę.
    - To się cieszę i jeszcze raz naprawdę przepraszam. A przy okazji tak sobie pomyślałem, żeby zacząć to lepiej... - przygryzł  swoją dolną wargę. - Może poszłabyś ze mną do kina w sobotę? Oczywiście tylko jako znajomi.
    -  Z miłą chęcią - uśmiechnęłam się, ciesząc jednocześnie z tego, że cała sytuacja się wyjaśniła i ani Justin, ani Chris nie będą źli.
    - To do zobaczenia w sobotę i dziękuję za podwózkę - przytuliłam chłopaka i złożyłam na jego policzku delikatnego buziaka.



Dziękuję wszystkim moim czytelnikom. Jesteście wspaniali :)

Szablon.